Ruch pokazał pazur. Świetna druga połowa w Chorzowie

Ruch Chorzów zremisował bezbramkowo z Legią Warszawa.

Dzisiejsze spotkanie zafundowało nam prawdziwy rollercoaster. Po beznadziejnej pierwszej połowie, druga część gry okazała się fantastycznym widowiskiem. I to w wykonaniu obu zespołów. „Niebiescy” wysoko zawiesili poprzeczkę przyjezdnym. Kiedy większość sympatyków naszej ekstraklasy spodziewało się łatwego zwycięstwa Legii (w tym również moja skromna osoba) przede wszystkim z uwagi na przeciętną dyspozycję gospodarzy w tym roku – Ruch mówiąc kolokwialnie odpalił.

Pierwsza połowa była słaba. W skali od 1 do 10 oceniłbym ją maksymalnie na 3. Tylko prawdziwi koneserzy futbolu, szczególnie od strony taktycznej mogli znaleźć jakieś smaczki dla siebie. Legia grała wysokim pressingiem i Ruch przez pierwsze 30 minut poruszał się jak dzieci we mgle. Kompletnie nie wiedział co ze sobą zrobić. Dwie dogodne okazje na zdobycie bramki mieli gości. Fenomenalnym dośrodkowanie w pole karne popisał się Nikolić i 100% okazję zmarnował Prijovic. Zamiast strzelać głową, uderzył nogą i to był podstawowy błąd. Następnie piłkę obronioną przed Putnockyego podał (musnął) do Aleksnadrovsa, ale na linii strzału stanął Cichocki, który wybił piłkę zmierzającą do bramki. Kiedy tak wydawało sie, że Legia zdominowała Ruch, nagle coś uległo zmianie. Gospodarze „zaczęli” grać. Mieli jedną znakomitą okazję, ale niestety podanie wzdłuż linii Monety przeciął Malarz. Gdyby nie golkiper Legii Stępiński z pewnością umieściłby piłkę w bramce gości.

Druga połowa rozpoczęła się z wysokiego „C”. Stępiński zaczął być Stępiński z rundy jesiennej. On szukał piłki, piłka go szukała, ale niestety nie chciał wpaść do bramki. Już w pierwszej minucie drugiej części gry popisał się ładną główką, która minimalnie przeszła obok słupka. Chwilę później mogła paść bramka kolejki, rundy, czy też sezonu. Piłkę w pole karne dośrodkował Podgórski, do strzału przewrotką złożył się Stępiński, uderzył piłkę prawie idealnie, ale fenomenalną interwencją popisał się Malarz. Zresztą jedną z wielu w tym spotkaniu. W kolejnych minutach Legia stworzyła małe zagrożenie pod bramką gospodarzy po strzałach Prijovicia oraz Kucharczyka, ale pewnie uderzenia te wybronił Putnocky. Po chwili wytchnienia „Niebiescy” ponownie ruszyli do ataku. Piękną piłkę dograł Moneta Stępińskiemu, ale ten niestety spudłowa. I kilka minut później Moneta miał piłkę meczową. W sytuacji sam na sam uderzył fatalnie. Mógł lobować, bądź oddać precyzyjny strzał  w dowolny róg bramki, ale trafił w Malarza. Prowadzenie Legii mógł dać Hamalainen, ale nieczysto trafił w piłkę. W doliczonym czasie gry strzał głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego oddał Rzeźniczak, ale Putnocky do spółki z jednym z obrońców wybronili to uderzenie.

Takiej Ekstraklasy jak ta z drugiej połowy oczekuje każdy kibic. Było to kapitalne widowisko, pomimo braku bramek. Moim zdanie gospodarze w drugie części gry prezentowali się lepiej od gości. O braku 3 punktów zadecydowały dwa czynniki: nieskuteczność Stępińskiego oraz brak zimnej głowy Monety. Broń Panie Boże nie krytykuje żadnego z tych piłkarzy, ponieważ obaj byli wyróżniającymi się zawodnikami w swoim zespole. Aczkolwiek szkoda, że nie wykorzystali przynajmniej jednej sytuacji. Daliby nadzieję swoim kibicom na puchary, a w Legii zacząłby się niepokój. A tak status quo sprzed kolejki został zachowany. W Legii na wielkie brawa zasługuje Malarz. Zdecydowanie zawodnik meczu, który wybronił dla swojej drużyny punkt. O ile w pierwszej części gry Legia nie dała pograć rywalowi, o tyle w drugiej połowie pozwolili  na naprawdę wiele gospodarzom. Gdyby Prijović wykorzystał swoją okazję to „Wojskowi” mieliby 5 punktów przewagi nad Piastem. A tak różnicą w dalszym ciągu wynosi 3 punkty i dzięki temu rozgrywki są jeszcze ciekawsze.