Bardzo słaba pierwsza połowa i lepsza druga pozwoliły Polsce na remis w spotkaniu ze Słowenią. Ekipa Nawałki zremisowała 1-1 w ostatnim meczu tego roku.
Ten mecz miał za zadanie pokazanie selekcjonerowi jaką głębią dysponuje na najważniejszych pozycjach i jaką mocą dysponują gracze spoza żelaznej jedenastki selekcjonera. Od pierwszego gwizdka w drużynie zagrało tylko 3-ech piłkarzy, którzy rozpoczynali mecz z Rumunią. Byli to Jędrzejczyk ( brak de facto zmiennika), Krychowiak, Pazdan. Reszta to piłkarze, którzy albo debiutowali z koszulką na piersi (Góralski), albo Ci, którzy swoją przydatność ciągle próbują pokazać, dla których mecz ze Słoweńcami był okazją do pokazania się przez kibicami i selekcjonerem.
W pierwszej połowie ciężko wskazać piłkarza, który się jakoś szczególnie wyróżnił, można pochwalić jedynie Góralskiego, który nie pękł w debiucie i pokazał to z czego jest znany z gry w Jagielloni- odwagę, zadziorność, nieustępliwość i walkę o każdą piłkę. Jednak obraz całej drużyny był bezbarwny, nie było w grze Polaków tempa, elementu zaskoczenia a atak pozycyjny był konstruowany z prędkością TLK na linii Szczecin-Rzeszów. Polska jako zespół od początku nie wyglądała na taki, który za wszelką cenę chce strzelić gola. Słowenia też nie zachwycała, ale udało jej się wykorzystać jeden stały fragment gry. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego w 24. minucie Artura Boruca uderzeniem przy krótkim słupku zaskoczył Miha Mevlja. Bramkę należy również zapisać na konto Tedorczyka, który zupełnie odpuścił krycie 26-letniego obrońcy. Polacy niby próbowali odpowiedzieć na gola gości, ale jedyną próbą godną odnotowania był strzał Krychowiaka. I to w sumie tyle, do przerwy reprezentacja Polski nie stworzyła sobie żadnej dogodnej sytuacji, która zasługiwałaby na to, by ją nawet opisać.
Nawałka zareagował już w przerwie, zdjął Krychowiaka, za którego wprowadził Wilczka oraz zmienił Boruca na Szczęsnego. O ile druga zmiana była do przewidzenia, tak pierwsza była zmianą taktyczną, tzn. Mączyński z podwieszonej „10” został przesunięty do środka linii pomocy, a w ataku obok Teodorczyka zagrał Wilczek. Polska drugą połowę zaczęła klasycznym 4-4-2 i to przełożyło się na lepszą grę. Graliśmy szybciej i zdecydowaniej, co przełożyło się na stwarzane zagrożenie pod bramką strzeżoną przez Beleca. Najlepszą okazję, zaraz po przerwie, miał Teodorczyk (po podaniu od Wilczka), ale napastnik Anderlechtu zamiast oddać szybki strzał, zaczął się kiwać i stracił piłkę. Nawałka reagował i zaczął wprowadzać piłkarzy regularnie wysyłanych przez niego na boisko. Najpierw wpuścił na boisko Zielińskiego, a potem Błaszczykowskiego i Grosickiego. Wejście podstawowych piłkarzy z kadry zaprocentowało, w szczególności wejście Błaszczykowskiego, który w 79. minucie zaliczył kapitalną asystę (dokładne dośrodkowanie z prawej strony pola karnego) przy golu Teodorczyka, który sprytnie uderzył nad interweniującym bramkarzem. Później jeszcze okazję miał znowu Teo, bramki w dobrej sytuacji nie strzelił jeszcze Wilczek i ten świetny rok dla polskiej piłki zakończyliśmy remisem 1-1 we Wrocławiu.
Jak interpretować wynik i co myśleć o zmiennikach w polskiej kadrze? Szczerze mówiąc nic nam ten mecz nie powiedział, nikt nie wyróżnił się na tyle, żeby sądzić, że jego pozycja uległa zmianie, nikt również raczej z kręgu zainteresowań Nawałki nie wypadnie, choć trzeba przyznać, że fatalnie zagrał Kapustka, po którym widać brak grania w klubie. A więc? Pograli, pobiegali, nie przegrali, ot taki trening przy 40 tysiącach ludzi.