Ishak

Lech o krok od ćwierćfinału europejskich pucharów!

Lech Poznań w meczu z Djurgardens IF znów nie stracił gola i znów wygrał na swoim stadionie, wypełnionym ponad 40 tysiącami kibiców! Po golach Antonio Milicia i Filipa Marchwińskiego pokonał Szwedów 2:0. Walka o ćwierćfinał Ligi Konferencji zostanie dokończona za tydzień podczas rewanżu w Sztokholmie, ale szanse mistrza Polski na awans są spore.

Defensywa drużyny ze Sztokholmu miała trochę roboty z lechitami już w pierwszym kwadransie gry. W polu karnym Szwedów sztuczkami technicznymi popisywał się Skóraś, a selekcjonerowi Fernando Santosowi pokazał się potencjalny debiutant w polskiej kadrze – Filip Szymczak. Najpierw jego sprytny strzał zza pola karnego odbił bramkarz, a po chwili lechita upadł w polu karnym. Stephanie Frappart nie podyktowała jednak rzutu karnego. W 39. minucie odgwizdała za to faul na Ishaku, około 25 metrów od bramki Djurgarden. Piłkę dośrodkował najlepszy asystent Lecha w Lidze Konferencji Pereira, a powietrzny pojedynek z obrońcami wygrał Milić, który głową strzelił na 1-0!

Zdobyta bramka napędziła Lecha: z dystansu strzelali jeszcze mocno i celnie Ishak oraz Murawski, ale bramkarz Zetterstrom bronił pewnie. Do przerwy zasłużone 1:0 dla Lecha. Najlepszą okazję goście zmarnowali, gdy Asoro – jedna z gwiazd serialu „Sunderland till I die” – nie sięgnął piłki w polu karnym, a ta minimalnie minęła słupek Lecha.

W drugiej połowie Lech już tak nie dominował w posiadaniu piłki, ale dostawał za to okazje do kontrowania. Świetną szansę dla DIF – porównywalną z największym pudłem Vetlesena z Bodo/Glimt –  zmarnował Oliver Berg. W tym momencie poznańscy kibice mogli odetchnąć. Czy odetchnęliby też, gdyby mecz skończył się wynikiem 1:0? Niekoniecznie. Na szczęście, Lech podwyższył na 2:0, bo gola w 82. minucie zdobył Marchwiński. To był gol zmienników – Ba Loua, zamiast protestować po zagraniu przez Szweda piłki ręką w polu karnym, przejął futbolówkę, wyłożył ją Marchwińskiemu, a ten precyzyjnym uderzeniem umieścił ją w bramce. A więc 2-0 i euforia ponad 40 tysięcy kibiców, która utrzymała się już do ostatniego gwizdka Francuzki! Nie zmąciło jej nawet niewykorzystanie stuprocentowej szansy przez Michała Skórasia w doliczonym czasie gry.