Nowy selekcjoner, nowe otwarcie, nowe nadzieje. Słowo „nowe” odmieniało się w ostatnim czasie przez wszystkie przypadki odnośnie naszej reprezentacji. Jak to wszystko więc zaczęło się w jedynym istotnym miejscu, czyli na boisku? Zapraszam na podsumowanie pierwszych meczów eliminacyjnych Euro 2024 w ramach MADEJki.
1:3 w Pradze? Wynik wprost IDEALNY!
Pomyślicie, że zwariowałem, postradałem zmysły, czy w ogóle zamkniecie tę kartę w przeglądarce po przeczytaniu powyższego. Zaraz wszystko wyjaśnię. Otóż Polak, jak dobrze wiemy, jest istotą wręcz stworzoną do narzekania. Gdy zbyt dużo układa się po myśli, czy nie ma powodów do lamentowania, nie jesteśmy sobą, szukamy na siłę czegokolwiek, żeby móc się zaczepić i wykonać ten narodowy „przymus”. Sam już wynik pierwszego meczu za Santosa wyczerpuje wymóg i możemy sobie psioczyć. Ponadto każdy, czy to optymista, realista, czy pesymista znajdzie coś dla siebie w tym meczu. Popatrzmy:
Szklanka do połowy pełna
Fernando Santos zaczął swoją pracę w reprezentacji od identycznego wyniku i stylu, jak Leo Beenhakker przed laty – Holender również przegrał z takim wynikiem, tylko z Finlandią. Portugalczyk więc nawiązał do jednego ze swoich poprzedników, który w dalszym etapie zaczął odnosić historyczne rezultaty z Polską. Ponadto ciężko oceniać selekcjonera i grę po tak krótkim czasie, wszakże wszystko musi się zazębić, a kadra ukształtować pod nowego trenera. Jeśli o kadrę też chodzi, to mieliśmy sporo pecha i przypałętało się kilka kontuzji jeszcze przed meczami, czy na początku spotkania z Czechami. Gdy zawodnicy wyzdrowieją, można być optymistą, że i nasza gra zacznie wyglądać tak, jakbyśmy sobie to wymarzyli. Przecież eliminacje trwają przez 10 spotkań, a nie tylko te dwa pierwsze.
Szklanka wypełniona w połowie
Realnie oceniając początki Santosa należałoby użyć słów – spokojnie, na razie się wstrzymajmy, obserwujmy i wyciągajmy wnioski. Portugalczyk przyszedł i miał dostać czas na zbudowanie kadry, a eliminacje winny być czasem na spokojny jej rozwój i w miarę bezpieczne zapewnienie przyszłorocznego wyjazdu do zachodnich sąsiadów. Mecz z Czechami miał fatalny początek, parę minut przesądziło o jego całym przebiegu. Nie można jednoznacznie źle oceniać reprezentacji i pracy Santosa, bo ona tak naprawdę dopiero się zaczyna. Nie wszyscy reprezentanci też są w najwyższej formie, z Lewandowskim na czele. Jeśli więc lider tej kadry nie prezentuje swojego najlepszego „ja”, to oczywiste jest, że odbije się to na innych i całokształcie. Inna sprawa, że w Pradze załatwiły nas indywidualne błędy w defensywie.
Szklanka od połowy pusta
Pesymiści i sceptycy reprezentacji mieli prawdziwą „ucztę” oglądając to, co prezentowali nasi rodacy. Braki w defensywie, zupełny brak pomysłu na grę do przodu. Zawodnicy wręcz chowali się, aby tylko nie dostać piłki, a jeśli już ta do nich dotarła, to znów nie było komu podać. Najczęściej kończyło się to popularną lagą do przodu, tylko i tam jeśli już podanie było celne, to niełatwe zadanie miał Lewandowski, aby futbolówkę wywalczyć. Brak dryblingu, wygranych pojedynków powietrznych, nie wyglądało to rokująco. Mieliśmy tę grupę wygrać bez najmniejszych problemów, a już na pierwszej (choć teoretycznie tej najtrudniejszej) przeszkodzie się potknęliśmy i to solidnie. Ciężko znaleźć pozytywy tego meczu, poza tym, że już się skończył i chyba większego dramatu nie doświadczymy w tych eliminacjach. Nasi reprezentanci musieliby się bardzo postarać, aby zgotować nam większe rozczarowanie – również dlatego, że oczekiwania po takim początku eliminacji mocno spadły.
Udane, wymęczone zwycięstwo
Wczorajszy mecz z Albanią zakończony zwycięstwem, ale nie można go nazwać pewnym, przekonującym. Oczywiście naiwne było myślenie, czy wiara, że Santos w parę dni zdziała cuda i nagle ujrzymy inne oblicze kadry. Portugalczyk dokonał jednak 4 zmian w wyjściowej jedenastce, co znaczy, że zdiagnozował problemy z ostatniego meczu i postanowił coś zmienić. To dobrze świadczy o nim oraz na przyszłość. Polska wyglądała lepiej, ale ciągle pojawiały się problemy. Mamy młodych skrzydłowych, którzy jednak swoich skrzydeł nie mogą zbytnio rozwijać. Próby dryblingu zawsze miło widziane, ale mając problemy z grą w defensywie nie można pozwolić sobie na wiele takich akcji, bo każda strata piłki mogłaby wiązać się z szybką kontrą i stratą bramki. Z tego spotkania wygranym na pewno jest Salamon, który dobrze wyglądał w tyłach, a i do przodu się zapuszczał. Ewenementem w naszej kadrze jest Świderski, który zawsze z orzełkiem na piersi wygląda solidnie, nawet lepiej, niż w klubie. Zazwyczaj u naszych zawodników ta tendencja jest odwrotna. Liczę, że zagości na dłużej w pierwszej jedenastce i będziemy mogli ocenić go w dłuższej perspektywie czasowej. Na razie okres jego przebywania na murawie jest bardzo efektywny. Strzela gola co 104 minuty, czyli jest skuteczny. Wczorajsza bramka pokazała również jego zdolność do odnalezienia się w odpowiednim miejscu i czasie. To ważna umiejętność u napastnika, bo pozwala na przechylenie szali meczu na swoją korzyść. Albańczycy też swoje sytuacje mieli, ale ratował Polaków swoimi interwencjami Szczęsny.
Sytuacja związana z awansem na EURO 2024
Odkąd powiększono turniej z 16 do 24 drużyn, sam fakt awansu stracił na prestiżu. W końcu teraz z grupy pięciodrużynowej aż dwie awansują bezpośrednio na turniej. Ogólnie mimo takiej gry Polski, jaką oglądaliśmy, ciężko sobie wyobrazić, żeby nie okazali się lepsi chociaż od trzech drużyn z grona Czechy, Albania, Mołdawia, Wyspy Owcze. Czesi już pokazali pazura w pierwszym meczu, Albania wcale nie musiała wczoraj z nami przegrać, Mołdawia może być niewygodnym rywalem (urwane wczoraj punkty Czechom w Kiszyniowie o tym świadczą), a zawodnicy z Wysp Owczych potrafili płatać figla Turcji w Lidze Narodów. Mimo wszystko chcąc aansować i liczyć się na przyszłorocznym turnieju, musi Polska poradzić sobie z takimi przeciwnikami. A nawet jeśli miałoby dojść do katastrofy, to uchyla się kolejna furtka, czyli baraże z Ligi Narodów, gdzie wyłonione zostaną kolejne 4 państwa, które do Niemiec pojadą. Szans więc jest bez liku, teraz tylko regularnie rozwijać kadrę i grę, żeby rok 2024 mógł być wspominany przynajmniej tak, jak 2016.