Grill, piwko, relaks – to obraz majówki dla sporej części społeczeństwa w Polsce. Gdy te wszystkie aktywności można było połączyć z oglądaniem meczów Ekstraklasy, nic więcej do szczęścia nie było potrzebne! Zapraszam na parę słów podsumowania i wolnych wniosków po zakończeniu 30. kolejki Ekstraklasy oraz finale Pucharu Polski w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości. Zapraszam!
W lidze tryb ekonomiczny…
Ze względu na wtorkowy mecz finałowy, zarówno Legia, jak i Raków swoje mecze ligowe rozegrały w piątek. W obu przypadkach widać było, że chcą wygrać jak najmniejszym nakładem sił i bez ryzykowania ewentualnymi urazami zawodników. Legia ostatecznie rozprawiła się z Wisłą, co jest ligową regułą i żadnej sensacji w tym nie ma. Raków z kolei gościł drużynę Lechii. Drużyna (jeszcze) Papszuna nie chciała się przemęczać, a mimo to potrafiła strzelić Gdańszczanom aż 4 bramki. Strach pomyśleć, co by było, gdyby Medaliki były na musiku wygrania tego meczu jak największą różnicą bramek. Te wyniki nie zapewniły jeszcze Rakowowi mistrzostwa, ale sytuacja jest najprostsza z możliwych i tylko jeden scenariusz odebrałby im tytuł – oni pozostałe 4 mecze przegrają, a rywale zanotują komplet
zwycięstw. Prawdopodobieństwo nie jest po stronie ekipy ze stolicy.
Obraz finału ustawiła szybka czerwień
Po wtorkowym popołudniu można wysnuć więc wniosek, że najprawdopobnej oba kluby podzielą się po jednym pucharze, bo finał wygrali podopieczni Kosty Runjaicia, dla którego był to pierwszy triumf w karierze trenerskiej. Jednocześnie także świetne podsumowania roku jako trener Legii. Drużyna miała być przebudowywana, szykowano się na chude lata, a tu ze Szczecina przychodzi trener, wykręca świetną średnią punktową w lidze, gdzie w normalnych okolicznościach poprzednich sezonów mógłby w cuglach zdobyć mistrzostwo. Dodatkowo doskonale zarządza meczem finałowym i zdobywa Puchar Polski. Cała Legia świetnie broniła się we wtorek na Narodowym, bo nie miała innego wyjścia – w 6. minucie czerwoną kartkę dostał Ribeiro. Zniszczyło to trochę to spotkanie, bo kibice szykowali się raczej na wymianę ciosów. Ostatecznie przetrwała Legia zarówno regulaminowy czas, jak i dogrywkę. W rzutach karnych piłkarze wykazywali się świetną skuteczności, aż dopiero pierwsza obroniona jedenastka przez Hładuna wszystko wyjaśniła.
Kto trenerem roku?
Zastanawiam się, kto więc zasługuje najbardziej na tytuł trenera roku w tym sezonie? Kandydaci są mocni i w zasadzie każdy ma mocne argumenty, przez co żaden ostateczny wybór nie będzie mega krzywdząca dla pozostałych.
1. Marek Papszun – dominacja w tabeli Ekstraklasy, jakiej przez lata u nas nie było i przypominała złote czasy Wisły Kraków. Dodatkowo dojście do finału Pucharu Polski też jest świetnym osiągnięciem. Choć do końca nie powinno się przez ten pryzmat patrzeć, bo oceniamy obecny sezon, to taka nagroda też podświadomie może być dla niego za całość zasług przez te 7 lat dla Rakowa, gdzie z drużyny drugoligowej zrobił zdobywcę Pucharu Polski, medalistę Ekstraklasy i w końcu Mistrza Polski.
2. Kosta Runjaić – jak pisałem wcześniej, ułożył Legię po swojemu i dobrał taktykę do drużyny, potrafi nią odpowiednio zarządzać, co doprowadzi do wicemistrzostwa oraz już skończyło się zdobyciem Pucharu Polski. Na pewno z tego powodu ta kandydatura nie jest bezpodstawna i będzie miała swoich zwolenników.
3. John van den Brom – gdy przychodził do Lecha w trybie mocno awaryjnym, zastępując Macieja Skorżę, który zrezygnował z funkcji po zdobyciu mistrzostwa z powodów osobistych, mówiło się, że Kolejorz sprowadził specjalistę od meczów pucharowych. Początek tego nie wskazywał, ale w końcowym rozrachunku dotarł do ćwierćfinału Ligi Konferencji, a dodatkowo w lidze skończy prawdopodobnie w TOP 4, czym zapewni występy Lechowi w eliminacjach kolejnej edycji europejskich pucharów. Patrząc, jak w zeszłym roku łączenie ligi i pucharów (nie) wychodziło Legii, można uznać to za spore osiągnięcie.
Ponadto na wyróżnienie po raz kolejny zasługuje Dawid Szulczek, który z Wartą kręci niesamowite wyniki, jak na potencjał drużyny. Przy takich osiągnięciach wyżej wymienionych jednak ciężko mu się przebić. Nie trenował całego sezonu, ale również Vuković w Piaście robi super robotę, gdyby kolejek było więcej, mógłby spokojnie włączyć się do walki o europejskie puchary. W obecnej chwili jednak chyba strata okaże się zbyt duża, a ilość kolejek do końca zbyt mała.
Końcówka ligi bez emocji?
Najpierw Raków odjechał reszcie stawki, przez co niejako skończył dywagacje i emocje związane z walką o tytuł. Do nich dołączyła Legia, Pogoń i Lech, tworząc ścisłe TOP 4. To z kolei skończyło niepewność, walkę i emocjonująco potyczkę o awans do Europy. Po tej kolejce pewna spadku jest już Miedź, ale niewiele lepiej przedstawia się sytuacja Lechii, która utrzyma się, jeśli wygra wszystkie mecze do końca, czyli u siebie z Zagłębiem i Legią oraz wyjazdowe w Mielcu oraz Gliwicach. Oczywiście wszystko jest możliwe, ale ciężko uwierzyć w taki scenariusz, jeśli w tym roku wygrali łącznie dwa mecze – z beznadziejną Miedzią i pikującą Wisłą, po której nie widać już nic z drużyny początku sezonu, która nawet była przez chwilę liderem.
Śląsk niszczycielem marzeń (swoich i postronnych)
Trzecie spadkowe miejsce było długo wolne i nie miało większego faworyta, przez co płaska tabela na dole wskazywała na mocne uderzenie w ostatnich kolejkach i pasjonujący wyścig o pozostanie w elicie. Niestety, ale postronny kibic oraz ci, którzy Śląsk mają w sercu, nie będzie zadowolony z wyników Wrocławian. Kojarzycie mem z Panem Marudą? Taki właśnie jest Śląsk w ostatnich kolejkach. Kolejne przegrane mecze, przy jednoczesnym punktowaniu drużyn wyżej spowodował, że do bezpiecznego miejsca tracą już 4 punkty. To spora strata na 4 kolejki przed końcem, a nie widać w grze, żeby miało się nagle poprawić. A już na rozpoczęcie kolejki nr 31 jadą do Białegostoku, gdzie na ich słabą grę obronną czekają już najlepsi strzelcy tego sezonu – Gual i Imaz. Jeśli nie ma emocji także w kwestii spadku, to gdzie ich mamy szukać? Jedynie chyba w walce o ligowe podium między Pogonią, a Lechem. Choć to takie trochę szukanie na siłę, bo dzięki triumfowi Legii w Pucharze Polski, również czwarte miesjce będzie miało szansę pokazać się w eliminach Ligi Konferencji.
Wyścig żółwi o podium
Jeśli już przywołałem te dwie drużyny, to warto co nieco wspomnieć o ich wynikach. Pogoń weszła na ligowe podium kosztem Lecha, ale nie wykorzystała okazji na odskoczenie Kolejorzowi, bo z Piastem jedynie bezbramkowo zremisowali. Wydawało się więc, że przyjeżdżający do Poznania Górnik, który dzięki zwycięstwom w ostatnich kolejkach oddalił się od strefy spadkowej, będzie łatwym rywalem do pokonania. Przecież takie zwycięstwo ponownie umiejscowiłoby van den Broma i spółkę na ligowym podium i wszystko zależałoby od nich. Przyjezdni jednak okazali się sprytniejsi i mecz w Poznaniu wygrali. Tak sobie myślę, że Kolejorz po prostu jest już zmęczony sezonem i ciężko im wykrzesać siły w każdym meczu. W europejskich pucharach rozegrali 20 meczów, czyli tak jakby dodatkową rundę ligową. To zrozumiałe, że nie wszyscy wytrzymują tyle spotkań na przestrzeni roku. Dochodzą do tego jeszcze chociażby mecze reprezentacyjne. Ciekawe, jak wyglądać będą pozostałe spotkania Lecha – czy uda im się wszystko wygrać, co przy potknięciu Pogoni dałoby im miejsce na ligowym podium?
Czy finisz ligi musi być nudny?
Jeśli czarny scenariusz dla Śląska się sprawdzi i nie obudzą się oni w najbliższym czasie, to czy końcowe kolejki tego sezonu muszą być nudne, kiedy już wszystkie karty będą rozdane? Niekoniecznie! Choć wiele zależy od nastawienia taktycznego trenerów i samych piłkarzy, to liczę, że w takim przypadku będą po prostu fajne, ciekawe, ofensywne mecze, które dostarczą frajdy, będą promocją dla ligi i zachęcą kibiców do przychodzenia na stadiony, bo w tej kwestii bywa różnie. Może będziemy mieć okazję również do poznania młodych talentów ze wszystkich klubów? Szkoleniowcy, którzy nie będą mieć noża na gardle mogą chętniej stawiać na swoją młodzież, a pamiętać należy, że wciąż jest 8 klubów, które nie wykonały jeszcze limitu 3000 minut młodzieżowców w sezonie. Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na komfort zapłacenia kary i przejścia z tym na porządek dzienny.