W polskim uniwersum na nudę narzekać nie możemy! Kuriozalne sytuacje gonią kolejne. Do tego stopnia, że gdy kibice Widzewa i Cracovii gonili się po dachu stadionu, już nic nie mogło zaskoczyć bardziej. Pewni polscy sędziowie międzynarodowi pokazali, że można… Trzymając się jednak polskiego podwórka – zapraszam na krótkie podsumowanie trzeciej kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
Najtrudniejszy drugi sezon po awansie?
W zeszłym sezonie jako beniaminek Puszcza Niepołomice dawała sobie świetnie radę, jak na to, że byli skazywani na bycie czerwoną latarnią ligi. Po utrzymaniu jednak przychodzi kolejny sezon, ten zdaniem wielu gorszy, kiedy trzeba swoją wartość w elicie udowodnić. Podopieczni Tomasza Tułacza mają na razie z tym problem, bowiem już 3 kolejki za nami, a mogą oni pochwalić się zaledwie jednym punktem zdobytym przed tygodniem. Czy utrzymanie będzie dla Puszczy wyzwaniem? Zdecydowanie! Warto jednak wziąć pod uwagę terminarz, który nie rozpieszcza na początku sezonu. W piątkowe popołudnie spotkali się z Zagłębiem w Lubinie. Niewygodny rywal, gdyż taki, gdzie umiejętności są na wysokim poziomie, kwestia problematyczna to zawsze ewentualne chęci zawodników do gry. Na otwarcie trzeciej serii gier woli walki nie brakowało i Puszcza miała trudną przeprawę wyjazdową. Choć pierwszą odsłonę zdołali przejść suchą stopą, to zaraz na początku drugiej Miedziowi strzelili bramkę, a zrobił to młody stoper, Orlikowski. Bramka dodała skrzydeł gospodarzom, którzy po jej zdobyciu już zdecydowanie przeważali na boisku, ale podwyższyć prowadzenia im się nie udało. Ostatecznie jedno trafienie zadecydowało o końcowym wyniku i Lubinianie zaliczyli swoje premierowe zwycięstwo w sezonie 24/25, a Puszcza wciąż musi na nie czekać. Kolejna szansa w meczu z Legią w Krakowie. Czy to dobra wiadomość? Przeciwnik zdecydowanie z górnej półki, ale będzie w środku arcyważnego dwumeczu z Brondby. To może być pewna furtka do korzystnego wyniku w niedzielne popołudnie (zakładając, że Legia tego meczu nie przełoży).
15 lat i licznik bije
Są osoby, które nie wierzą w takie rzeczy, jak niezdolność gry drużyny X na terenie drużyny Y, ale patrząc na historię pojedynków Górnika z Pogonią w Zabrzu, naprawdę można złapać się za głowę! Portowcy nie wyjechali ze Śląska jako zwycięzcy od 15 lat! To przecież kawał historii, rotacji kadrowych, a wciąż tego Górnika nie są w stanie pokonać na jego obiekcie. Oczywiście nic się nie zmieniło w piątkowy wieczór. Drużyna gości, która udanie weszła w sezon, nagle zapomniała, jak się gra w piłkę, a Górnik w spotkaniu przejął dość szybko kontrolę. Dla Zabrzan ten mecz spadł, jak z nieba, bo początek mieli trudny i już mówiło się, że będą długo rozkręcać się, wchodzić w sezon. Bardzo potrzebowali spotkania, które zdominują i ostatecznie wygrają. Pogoń nie stwarzała im problemów, szczególnie w pierwszej połowie. W drugiej może trochę podopieczni Gustafssona się obudzili, ale to wciąż Urban i jego drużyna dominowali. W takich meczach często sama porażka nie jest wystarczająco bolesna, dlatego historia pisze brutalniejszy scenariusz. Tak było w piątek, kiedy pod koniec meczu Podolskiego zmienił Zahović, a były piłkarz Pogoni chwilę potem precyzyjnym uderzeniem przelobował Cojocaru i zdobył jedyną bramkę tego wieczoru. Z jednej strony bolesny wieczór dla gości, z drugiej jednak – skoro nie udawało się od tylu lat, skąd nagły przypływ wiary, że to akurat ten wieczór, kiedy wyjadą zwycięscy z Zabrza?
W Katowicach wciąż czekają na wygraną
Co prawda udało się zdobyć przed tygodniem komplet punktów w Mielcu, ale kibice wciąż muszą czekać na pierwszą domową wiktorię w Ekstraklasie po latach tułania się po niższych ligach. Po domowej porażce z Radomiakiem, tym razem podopieczni trenera Góraka musieli uznać wyższość Rakowa. Jedyna bramka w meczu padła po akcji wahadłowych gości. Zagrywał Tudor, a wykończył akcję Silva. Samo spotkanie nie porwało, jeśli chodzi o przebieg. W drugiej połowie gospodarzy dążyli do wyrównania, ale mimo licznych prób razili oni nieskutecznością. Kolejna szansa na zaliczenie premierowego domowego zwycięstwa za dwa tygodnie, kiedy do Katowic przyjedzie inny beniaminek – Motor. Raków z kolei czeka w piątek prestiżowy mecz z Lechem. Szykuje się bardzo ciekawe starcie!
Perfekcyjny start Mistrza
Można czepiać się, że przecież terminarz dla Jagi wyjątkowo łaskawy na początku sezonu, ale fakt pozostaje faktem – jako jedyna drużyna zaliczyli oni komplet zwycięstw w pierwszych trzech meczach sezonu! Dodatkowo suchą stopą rozpoczęli kwalifikacje do europejskich pucharów, zapewniając sobie co najmniej fazę ligową Ligi Konferencji. Tym razem ich przeciwnikiem była Stal, która nie pokazała w Białymstoku zbyt wiele dobrego. Gospodarze cel mieli prosty – zwyciężyć pewnie i w miarę niskim nakładem sił, aby te oszczędzać na środowy mecz z Bodo. Cel został myślę zrealizowany – pierwszą bramkę mistrzowie zdobyli już w pierwszej połowie, a gościom nie pozwolili na cokolwiek. Po zmianie stron przewaga ekipy Siemieńca jeszcze mocniej się uwidoczniła, efektem czego była druga bramka – do wcześniejszej asysty bramkę dołożył Jesus Imaz. Wynik mógł być jeszcze bardziej okazały, ale z jedenastu metrów pomylił się Hansen i Jaga musiała zadowolić się dwubramkowym zwycięstwem. Problemów z tym raczej na Podlasiu nie mieli. Komplet zwycięstw jako jedyna drużyna, lider tabeli, dobre nastroje przed batalią o Ligę Mistrzów. Czego chcieć więcej? Teraz pozostaje nam trzymać za Dumę Podlasia kciuki, aby w meczu z Norwegami pokazali dobry futbol i pokusili się o niespodziankę (Bodo jednak jest faworytem tego dwumeczu). Optymizmu ciężko szukać w Stali, gdzie kolejny sezon skazywani są na spadek. Przy każdym poprzednim udowadniali wszystkim, że niemożliwe w ich przypadku nie istnieje. Czy kolejny raz oszukają przeznaczenie?
Pewne zwycięstwo Kolejorza
Lechia rozpoczęła sezon w Ekstraklasie odwrotnie proporcjonalnie do jego zakończenia w I lidze. Widać przeskok jakościowy, co nie wpływa pozytywnie na Gdańszczan. To doskonały przykład, jak duża jest dysproporcja pomiędzy ligami. W trzeciej kolejce pojechali do Poznania na mecz z Lechem, który również miał swoje problemy i nie wszyscy wierzyli, że ten mecz będzie miał taki przebieg, jaki miał. A gospodarze rozpoczęli od mocnego uderzenia i już w czwartej minucie wyszli na prowadzenie za sprawą Ishaka, który od początku nie zawodzi. Swoje zrobił też Hotić, który po dobrych zmianach zawitał do pierwszego składu. Mecz zakończył z golem i asystą. Również krytykowany często Ba Loua zaliczył asystę. Do przerwy mecz był praktycznie wyjaśniony, a na tablicy z wynikiem widniało 3:0. Po przerwie tempo spotkania spadło, Lech nie forsował już tempa, a Lechiści nie mieli już chyba ochoty na grę, nie wierząc w odwrócenie wyniku. Jedynie udało im się w samej końcówce zmniejszyć straty i zdobyć honorową bramkę, która w ich kontekście niezbyt wiele zmieniła. Wciąż nie wygrali oni meczu od powrotu do Ekstraklasy, a najbliższa okazja do tego będzie w domowym meczu z Zagłębiem. Poznaniacy wyglądają całkiem nieźle na początku sezonu, ale za tydzień czeka ich prawdziwy test formy – sprawdzi ich Papszun i jego Raków. Szykuje się nam więc naprawdę interesujące spotkanie!
Mecz dwóch połów
Mecz Motoru z Koroną jest jednym z tych, które potencjalnie mogą mieć dużą wagę w końcowych rozliczeniach. Oczywiście, o ile sprawdzą się przedsezonowe przewidywania i obie te drużyny uwikłane będą w walkę o ligowy byt. Mecz z beniaminkiem lepiej zaczęła Korona, która w pierwszej połowie przeważała i nawet zdołała strzelić bramkę do szatni. Autorem gola okazał się Dalmau. Po przerwie obraz meczu uległ jednak zmianie i to gospodarze doszli do głosu, zdobywając przewagę. O ile jeszcze bramka Caliskanera została przez VAR cofnięta z powodu spalonego, to paręnaście minut później Ceglarz wykorzystał rzut karny, doprowadzając do remisu. Dla Motoru remis z perspektywy meczu zły nie jest, mają po 3 spotkaniach 4 punkty, to całkiem solidny dorobek. Korona z kolei tym remisem dopiero otworzyła zdobycz punktową w tym sezonie, co chluby nie przynosi, ale może też od czegoś trzeba zacząć? Szczególnie, że porażki przyszły w meczach z Pogonią i Legią, więc raczej lepszymi drużynami.
Piast wygrywa, Puszcza zaciera ręce!
Kiedy wygrywa się na stadionie Legii, jest mnóstwo powodów do radości i satysfakcji. Na pewno dodatkową ma trener Piasta, Vuković, którego z Legią łączy wiele. Ale co do tego zwycięstwa ma trener Puszczy, Tomasz Tułacz? Otóż dwie bramki dla gości padły w niedzielę po rzutach z autu. A gdzie Legia wybiera się w następny weekend? Właśnie do Krakowa na mecz z Puszczą! Chociaż to oczywiście jeszcze może się zmienić, gdyby jednak trener Feio zmienił zdanie i chciał mecz ligowy przełożyć, aby przygotować się lepiej do rewanżowego starcia z Brondby. Piast w Warszawie udowodnił po raz kolejny swoją wysoką formę. Tym większy szacunek, że radzić sobie musieli bez kontuzjowanego lidera zespołu – Felixa. Gdy Kramer strzelał wyrównującą bramkę do szatni, wydawało się kwestią czasu, aż Legia w drugiej połowie mocniej przyciśnie gości i zdobędzie komplet punktów. Druga odsłona meczu jednak ogólnie rozczarowała, nie przyniosła zbyt wielu okazji bramkowych, a ta jedna z nich została wykorzystana, ale nie przez gospodarzy, a piłkarzy gości. Piast więc po pechowym remisie w Krakowie z Cracovią, notują dwa zwycięstwa i umacniają się w czubie tabeli. Kolejnym rywalem będzie beniaminek z Katowic.
Piłkarskie wydarzenia przyćmione na dachu
Wiele już Ekstraklasa widziała, naprawdę ciężko zaskoczyć przeciętnego kibica polskiej piłki. Kibicom Widzewa i Cracovii jednak się w poniedziałkowy wieczór to udało! Najpierw sytuacja na boisku – szybki początek Pasów i bramka Kallmana, następnie wyrównanie Łukowskiego i do przerwy remisowo. Druga połowa wyrównana, ale nagle zamieszanie na trybunach i murawie, sędzia przerywa mecz. Co się okazuje? Otóż kibice gości postanowili wyjść na dach stadionu i zawiesić wielki napis „WIDZEW” zasłaniając napis „CRACOVIA”, aby ostatecznie powstało „WIDZEW PANY”. Oczywiście sprawa niezbyt spodobała się kibicom gospodarzy, którzy ruszyli na dach i podjęli się misji odbicia napisu. Rozgrywała się na wysokościach więc gonitwa między kibicami, która wcześniej na stadionach w Polsce nie była widziana. Gospodarze napis odbili, mecz został wznowiony, ale tu się dobre wieści dla Pasów kończą. W ostatnim kwadransie i doliczonym czasie to goście zdołali dwukrotnie pokonać Ravasa i Łodzianie wyjechali z Krakowa z kompletem punktów.