Przebudzony Rocha, bezwzględna Pogoń, Puszcza przegrywająca jako gospodarz… z faktycznym gospodarzem, świetny finisz Rakowa, w konsekwencji którego zwolniony został Fornalik, czy wreszcie skromne, ale pewne kolejne zwycięstwo Kolejorza. Po intensywnym weekendzie z Ekstraklasą czas na podsumowanie dziewiątej kolejki w ramach MADEJki. Zapraszam!
Prestiżowe zwycięstwo Radomiaka
Początek dziewiątej kolejki to mecz Radomiaka z Koroną, szczególnie ważne dla kibiców obu drużyn. Korona po zmianie trenera poprawiła grę i wyniki. Doświadczenie trenerskie Jacek Zieliński wykorzystuje w Kielcach, jednak akurat w piątek na nic się to zdało. Przede wszystkim za sprawą Leonardo Rochy, który przebudził się i ustrzelił na Kielczanach hat-tricka. Sam Radomiak doskonale ułożył sobie mecz, strzelając dwie bramki już w pierwszym kwadransie. Goście przez całą pierwszą połowę nie mogli się z tego otrząsnąć, nie zagrając w żaden sposób w ofensywie. Gdy w przerwie zapewne panowały w szatni Korony bojowe nastroje, tak szybko entuzjazm musiał zostać ostudzony, gdyż już w pierwszych sekundach po zmianie stron gospodarze podwyższyli prowadzenie. Trzybramkowa zaliczka pozwoliła na uspokojenie nastrojów, przez co Korona mogła stworzyć zagrożenie, ale żadnej sytuacji nie potrafili przekłuć na chociażby bramkę honorową. W ostatnim kwadransie za to gola zdobył jeszcze Rocha, kompletując hat-tricka i zdobywając tytuł piłkarza meczu.
Pogoń w domu – TOP!
Piłkarze Kolendowicza w tym sezonie nie biorą jeńców w spotkaniach domowych! Podobnie było w piątkowy wieczór przeciwko Legii. Piąty mecz – piąta wygrana. Świetny bilans, podparty dodatkowo równie dobrą grą. Pierwsza połowa to totalna dominacja, a Legioniści nie zagrozili dosłownie w żaden sposób. Schodzili do szatni bez oddania choć jednego strzału na bramkę Cojocaru. Portowcy co prawda atakowali, ale mieli problemy z celnością. W drugiej odsłonie zobaczyliśmy już lepszą Legię, ale wtedy to z kolei oni nie potrafili trafić w bramkę. Przez cały mecz tylko jeden jedyny raz udała się ta sztuka. Gospodarze poprawili skuteczność, ale dopiero po wejściu Gorgona zdobyli pierwszą i jedyną bramkę w piątkowy wieczór. Zdobywca bramki wyrasta na prawdziwego jokera w talii Kolendowicza. Kolejny raz po wejściu z ławki zdobywa gola, tym razem bardzo ważnego. Legia przegrywa drugi mecz z rzędu i do liderującego Lecha traci już 8 punktów. Narazie jednak wszystko wskazuje na to, że pozycja Feio w klubie nie jest w żaden sposób zagrożona. W obozie gospodarzy coraz większe poparcie ma Kolendowicz, który dobrze wie, że jedyny szkopuł w jego drużynie to mecze wyjazdowe. Pomyśleć, że przed sezonem sytuacja była zgoła odmienna – to w Szczecinie Portowcy masowo gubili punkty, aby nadrabiać sytuację w delegacjach!
Ironiczna porażka Puszczy
Skończyła się bardzo długa i udana seria bez porażki w roli gospodarza Puszczy. Do soboty byli oni niepokonani w 2024r. jako gospodarz w meczach w Krakowie. Ironiczne, że tak świetne wyniki zostały zakończone przez faktycznego gospodarza obiektu przy Kałuży – Cracovię. Pasy notują dotychczas świetny sezon, są wiceliderem tabeli, a trener Kroczek zamyka usta wszelkim krytykom, którzy uważali, że młody trener nie poradzi sobie na dłuższą metę. Spotkanie rozpoczęło się od dwóch szybkich ciosów z obu stron – najpierw strzeliła Puszcza, a chwilę potem wyrównały Pasy. Następnie mecz trochę się uspokoił i był wyrównany, choć wraz z upływającym czasem to Cracovia zyskiwała przewagę. Dopiero w drugiej połowie jednak byli w stanie zdobyć drugą bramkę, a uczynił to Kakabadze, który w dość nieoczywistej pozycji z małego kąta postanowił zaskoczyć Komara i mu się to udało. Szanse Puszczy na udaną pogoń za Pasami zmniejszył zdecydowanie Craciun, który otrzymał dwie żółte kartki i ostatni kwadrans podopieczni Tułacza musieli grać w osłabieniu. Nie udało się formalnym gospodarzom zdobyć wyrównującej bramki, przez co zaliczyli pierwszą porażkę jako gospodarz w tym roku. Odbić będą mogli sobie porażkę za tydzień w Częstochowie, ale tam, zdaje się, łatwego zadania mieć Żubry nie będą.
Przewidywalny mecz w Białymstoku
Patrząc na rozkład gier dziewiątej kolejki z marszu mogliśmy założyć, że akurat mecz w Białymstoku będzie obfitował w bramki i generalnie ofensywną grę. Z obu stron ekipy zdecydowanie lepsze w przodzie, ze swoimi problemami w grze obronnej. To był przepis na całkiem fajny, bramkowy mecz. I w sumie taki faktycznie był, choć Jaga przystępowała do spotkania osłabiona m.in. brakiem Pululu, a Jesus Imaz rozpoczął mecz na ławce rezerwowych. Podobnie jak w Krakowie, tak i w stolicy Podlasia początek meczu to dwa ciosy z obu stron, które ostudziły troszkę zapał i pierwsza połowa skończyła się bramkowym remisem. W drugiej odsłonie nieoczekiwanie to Lechia zaatakowała mocniej i zdobyła drugą bramkę, a premierowe w Ekstraklasie trafienie zaliczył Chłań. Jak trwoga, to do Imaza! Hiszpan wszedł co prawda na boisko chwilę przed straconą drugą bramką, ale czas działał na jego korzyść. Wkrótce nadeszły minuty, które zmieniły obraz i wynik spotkania. Najpierw świetną akcję wykończył Imaz, a parę minut później z rzutu karnego prowadzenie dał Jadze Skrzypczak. Takim też wynikiem spotkanie się zakończyło. Lechia potwierdziła, że przebudziła się już z beznadziei, w jakiej tkwiła od początku sezonu, ale beniaminek punktów na Podlasiu nie zdobył. Jaga wygrała, a szansa na kolejny komplet punktów już jutro w zaległym spotkaniu z Motorem.
Domowe zwycięstwo Widzewa
Po meczu w Białymstoku przenieśliśmy się do Łodzi, gdzie miejscowy Widzew podejmował Piasta. Nielada zadanie czeka przed Vukoviciem, który stracił dwa ważne ogniwa w swoim zespole. Piast sprzedał bowiem do Rakowa Mosóra i Ameyawa. Ułożyć układankę ma pomóc powrót po kontuzji Jorge Felixa, który załatać może pustkę z przodu. Do tego wszystkiego potrzeba jednak czasu, co było widać na boisku. Co prawda całe spotkania ostatecznie może było wyrównane, ale to Widzew wyszedł z niego zwycięsko, a kolejną bramkę w sezonie zaliczył Imad Rondić. Przy golu trwała jednak dyskusja z VARem, bo wszystko było na styku, a sędzia z boiska odgwizdał spalonego. Po analizie wyszło jednak, że gol zdobyty prawidłowo i Łodzianie mogli świętować. Jak się potem okazało, nie tylko bramkę, ale również zwycięstwo. Piast po udanym początku obniżył loty, ale wciąż zajmuje dobre, szóste miejsce z niewielką stratą do podium. Po sobocie zostali jednak wyprzedzeni przez podopiecznych Myśliwca.
Doświadczenie po stronie Zabrzan
Po wielu latach przerwy kibice Górnika i GKS Katowice doczekali się derbów na poziomie Ekstraklasy! Wielkie święto w Zabrzu, gdzie po spotkaniu świętować mogli fani z Zabrza, gdzie ich drużyna była zdecydowanie lepsza i piłkarze udowodnili to na boisku. Ważną postacią okazał się Lucas Podolski, który ustrzelił dublet – rozpoczął i zakończył strzelanie w sobotni wieczór. Trener Urban może więc odetchnąć z ulgą, gdyż atmosfera wokół Górnika powoli robiła się nieciekawa i wskazywała, że może wkrótce dojść do zmiany szkoleniowca. Może jednak trener po raz kolejny udowodni, że jego drużyna potrzebuje czasu, ale gdy się już rozpędzi, jest w stanie notować seryjne zwycięstwa, jak na wiosnę poprzedniego sezonu?
Udany debiut Niedźwiedzia
Sytuacja Stali kolejny sezon z rzędu wyglądała niedobrze. Na tyle, że ponownie pojawiały się opinie o tym, że są głównym kandydatem do spadku. Wiele osób w poprzednich sezonach zakładało się, że zrobią określone zadanie/rzecz, jeśli Stal się utrzyma i za każdym razem zakład przegrywali. Teraz sytuacja wyglądała już naprawdę nieciekawie, aż w Mielcu postanowili potrząsnąć zespołem i wymienili trenera na Janusza Niedźwiedzia, który w niedzielę miał okazję w Mielcu zadebiutować. Pierwszy mecz w roli szkoleniowca z gatunku „pułapka”. Niby to beniaminek, ale Motor pokazał już niejednokrotnie umiejętność gry w tyłach, przez co tracili stosunkowo mało bramek. W meczu ze Stalą długi czas było podobnie – organizacja gry w defensywie stała na wysokim poziomie, ale z przodu nie chciało wejść, choć sytuacje były, jak choćby Ndiaye trafił w poprzeczkę. Mielczanie w drugą połowę weszli jednak z buta! Świetna, wielopodaniowa akcja od własnej bramki, zakończona udaną wrzutką i uderzeniem Krykuna. Ręce same składały się do oklasków i jeśli takie akcje ma tworzyć nowa drużyna Niedźwiedzia, jestem zdecydowanie na tak! Choć jedna jaskółka wiosny nie czyni, a Stal wciąż w strefie spadkowej. Także dajemy nowemu projektowi czas i bacznie przyglądamy się efektom, co tam w Mielcu się zrodzi.
Piorunujący finisz Medalików
Nie jest to narazie udany sezon dla drużyn z Dolnego Śląska. Zagłębie w dołku, nie notuje dobrych wyników, a co więcej, nawet średnich, do jakich przyzwyczaili w ostatnich sezonach, okupując zazwyczaj środek stawki. Cenę za to poniósł ostatecznie Piotr Burlikowski oraz trener Waldemar Fornalik. Czarę goryczy przelała kolejna porażka, tym razem w Częstochowie, gdzie rozochocił się Raków i wreszcie zagrał dobry domowy mecz w tym sezonie. Na uwagę zasługuje nie tylko zwycięstwo, ale jego rozmiary. W samej końcówce, w ostatnim kwadransie, gdy na tablicy było 2:1 dla gospodarzy, ekipa Papszuna postanowiła pozbawić gości złudzeń i w ciągu 8 minut zdobyli 3 bramki, powiększając znacząco rozmiary zwycięstwa. Cierpliwość do trenera gości, wystawiona na ciężką próbę, ostatecznie jej nie wytrzymała i w Lubinie postanowili powiedzieć pas. Ciekaw jestem, kto padnie kolejną ofiarą w Lubinie. Tak trzeba nazwać trenowanie Zagłębia w ostatnich latach. Czysta pułapka – skład dobry, na górną połowę tabeli, warunki również sprzyjające, a jednak ciężko o jakieś większe sukcesy. Raków z kolei rozkręca się na dobre, za tydzień mecz domowy z Puszczą, więc również będą zdecydowanym faworytem. Słabsza forma nie znalazła odzwierciedlenia w tabeli – wciąż przy regularnym punktowaniu śmiało Medaliki mogą bić się w tym sezonie o najwyższe cele!
Skromne, acz pewne 3 punkty
Do Poznania na zakończenie kolejki przyjechał Śląsk, który przystępując do spotkania okupował ostatnie miejsce w tabeli i pozostawał jedyną drużyną w tym sezonie, która nie zaznała jeszcze smaku zwycięstwa. Oczywiście należy mieć na uwadze, że rozegrali oni dwa mecze mniej, ale wicemistrzowi kraju nie przystoi aż tak odstawać w kolejnym sezonie, nawet biorąc pod uwagę sprzedaż Erica Exposito i Nahuela Leivy. Pech drużyny z Wrocławia polegał na tym, że trafili teraz akurat na Lecha, który w tym sezonie nie bierze jeńców, przewodząc w tabeli i notując świetne wyniki, łącznie z czystymi kontami. Promyczek nadziei mógł pojawić się, gdy ni stąd ni zowąd gruchnęła wiadomość o absencji w tym spotkaniu Mikaela Ishaka. Zastępujący go Szymczak, przynajmniej narazie, to kaliber kilka poziomów mniejszy. Ironią w tym wszystkim jest to, że jednak Polak został właśnie bohaterem, strzelając jedyną w meczu bramkę. Zdobył ją przyjmując piłkę tyłem do bramki, a następnie odwracając się i zaskakując całą defensywę Śląska, łącznie z bramkarzem. Lech był w tym meczu lepszy, to pewne. Swoje szanse miał Afonso Sousa, świetnie w destrukcji spisywał się Murawski, ale trzeba oddać też Śląskowi. Jak na swoją pozycję w tabeli i oczekiwania związane z tym meczem, naprawdę spisał się nieźle. Oczywiście to punktów nie daje, ale pojawia się nadzieja na lepsze jutro.