Nikt w naszej lidze nie potrzebuje przełamania tak jak Cracovia. Jeśli Pasy szybko nie obudzą się ze złudzenia, że „drużyna musi się jeszcze zgrać”, to wszystko może się skończyć zanim tak naprawdę się zacznie.
Dzisiaj co prawda było blisko, ale znów w Cracovii wyszła największa zmora tego sezonu: punkty tracone w końcówce.
0-2 z Lechem: gole tracone w 82 i 84 minucie
1-2 z Wisłą: gole tracone w 80 i 89 minucie
1-2 ze Śląskiem: gol stracony w 89 minucie
1-1 z Jagiellonią: gol stracony w 89 minucie
Po drodze co prawda był mecz Górnikiem, w którym w ostatnich minutach udało się wynik odwrócić , ale jednak obraz pozostaje jasny: czegoś Cracovii w końcówkach brakuje. Czy to kwestia koncentracji, czy może po prostu nerwów – to już wszystko jest celem Michała Probierza by znaleźć powód. Jedno jest pewne: musi zrobić to szybko, bo Cracovia może na dobre zatonąć na dnie tabeli.
Jagiellonia przez praktycznie cały mecz prowadziła grę, inna sprawa, że mało jej z tego przychodziło. Nie pomógł oczywiście też gong w postaci błędu debiutanta Mitrovicia i karnego wykorzystanego przez Piątka, po którym Pasy mogły już dużo bardziej nastawić się na grę z kontry. Jaga konsekwentnie budowała swoje akcje, ale była w tym mocno ociężała i gdyby Wdowiak widział na boisku troszeczkę więcej niż piłkę pod swoimi nogami to spokojnie Cracovia mogła ten mecz po którejś z kontr zamknąć. Trener Mamrot trafił za to idealnie ze zmianami. Sekulski i Cernych bardzo mocno rozruszali skrzydła, a Wlazło bardzo mądrym strzałem zdobył gola wyrównującego. Przy tej bramce była co prawda mała kontrowersja, bo cała sytuacja była dosyć podobna do tej z niedawnego meczu reprezentacji z Kazachstanem, ale na dobrą sprawę Jagiellonia powinna ten mecz nawet wygrać. Sheridan dzisiaj nie był jednak do końca sobą. Bo będąc w swojej normalnej dyspozycji taką sytuację jak dzisiaj wykorzystałby z opaską zawiązaną na oczach.
Jaga tym remisem może czuć niedosyt, ale w obliczu tej kolejki powinna ten wynik szanować. Trzyma kontakt z czołówką, a nawet ucieka delikatnie Legii czy Wiśle. Cracovię czeka za to wyjazd do Warszawy, gdzie nie wygrała już od kilkudziesięciu lat. No nie napawa to optymizmem, delikatnie mówiąc.