Kielczanie ciężko pracują, by na finiszu rozgrywek w rundzie wiosennej zrobić co tylko w ich mocy i rzutem na taśmę przebić się do pierwszej „ósemki”. Zadanie mimo nieszczególnej dyspozycji rywali do najłatwiejszych nie należy, ale podopieczni Tarasiewicza pokładają spore nadzieje we własne siły i umiejętności. A ostatnimi czasy obu tych elementów zdecydowanie nie brakuje. Korona Kielce nie przegrała od grudnia (12.12 – porażka 1-2 z Cracovią), zdobywając przez ten długi okres czasu 14 punktów i psując krew wielu wyżej położonym rywalom (remisy z liderem i wiceliderem sporo mówią o formie kielczan). Za jedną z przyczyn takiej postawy można uznać taktyczne ułożenie kielczan. Kluczowym ogniwem ustawienia wydaje się być Aleksandrs Fertovs, który szeregi „Scyzoryków” zasilił dopiero w zimowym okienku transferowym. 27-letni prawonożny pomocnik przed przybyciem do Polski reprezentował barwy ukraińskiego Sewastopolu i nie ukrywał zadowolenia z gry w tymże zespole. Wojna pokrzyżowała wszystkim plany. Ekipa została rozwiązana, a wszyscy piłkarze zostali zmuszeni do poszukiwania nowego klubu. Choć Fertovs przez całą jesień pozostawał formalnie bezrobotnym, to jednak przez ten czas trenował ze swoim pierwszym klubem, Skonto Ryga. Mimo niesprzyjających okoliczności występował także w kadrze. Jak sam mówił, trener w niego wierzył.
I POŁOWA
PODANIA: 13
UDANE: 9 (czerwony)
NIEUDANE: 4 (czarny)
POJEDYNKI GŁÓWKOWE: 1/1 (granatowy)
PRZECHWYTY: 0/3 (kółka; wypełnione – udane)
PRZEWINIENIA: 0/0 (na nim/popełnione; kwadrat)
Asekuracyjne wejście w spotkanie:
Pierwsze minuty przeciwko poznańskiemu Lechowi w wykonaniu Fertovsa upłynęły na sporej asekuracji, pozornym uśpieniu, lekkim przyczajeniu. Łotysz w dużej mierze był schowany, poruszał się jedynie w obrębie własnej strefy. Nie chciał wyściubić z niej nosa z uwagi na założenia taktyczne jakie postawiła sobie Korona. Kielczanie od samego początku parli do przodu, byli bardzo agresywni i ofensywnie nastawieni, więc każdy ruch do przodu środkowego pomocnika mógłby wytworzyć dziurę łatwą do wykorzystania przez lechitów. Na to goście nie mogli sobie pozwolić, zdając sobie sprawę, że Lech czasem jednak potrafi być skuteczny. Również dlatego, iż w innym wypadku nastąpiłoby rozluźnienie formacji i wzajemne zazębianie nie mogłoby być aż tak sprawnie przeprowadzane. W szeregach zaistniałby pewien chaos. Mimo wszystko 27-latek potrafił pójść za grą, w razie czego doskoczyć do rywala, ale czynił to w sposób pozbawiony pewności. Nie chciał skłaniać się ku faulom, które prowokowałyby stałe fragmenty gry i tym samym groźne sytuacje dla przeciwnika. W dużej mierze poruszał się bez piłki, biegając przy tym sporo, mając całkiem niezły przegląd pola. Niejednokrotnie wiedział, w jakim kierunku będzie podążał atak „Kolejorza” i właśnie wówczas decydował się na wypychanie przeciwników. Wydawało się czasem, że porusza się jak wolny elektron, który nie do końca wie, gdzie w danym momencie powinien się znajdować, ale w przeważającej większości sytuacji zabezpieczał swój sektor i zagęszczał newralgiczne fragmenty boiska. Zadania nie ułatwiała mu strategia zespołu, który początkowo starał się grać długimi podaniami, przenosić ciężar gry na przeciwległe flanki, a tym samym z pominięciem środka, wykluczając Fertovsa ze ścisłego rozgrywania. Wciąż nie można powiedzieć, że był zbędny na murawie. Po prostu przypadła mu typowa „czarna robota”, za którą nikt nie bije brawa.
Wielkie serce do gry przysłania kłopoty z pójściem „na raz”
Po zmarnowanym karnym, koroniarze jeszcze silniej zaczęli koncentrować się w formacji ofensywnej. Również od około 20. minuty spotkania, Fertovs poczuł, że może nieco odpuścić pilnowanie posterunku i włączyć się do działań dywersyjnych swojego zespołu. Widać było, że ma spore chęci do zaangażowania się w pojedynki 1 na 1, ale nie do końca mu one wychodziły. Brakowało mu nieco umiejętności, gdy próbował zabrać się z piłką na raz i wielozadaniowości, gdy choć udało mu się skutecznie powstrzymać Trałkę wchodząc w niego czysto ciałem, to futbolówki wyłuskać już nie zdołał. Te dwa przykłady pokazują, że jego wejścia nie wnosiły może zbyt wiele do samego rozgrywania piłki przez Koronę, ale na pewno ułatwiały życie jego towarzyszom. Większa ilość zrywów z jego strony powodowała zamieszanie w szeregach Lecha, a to mogło być skrzętnie wykorzystywane chociażby przez Jovanovicia, który konsekwentnie, raz za razem, podłączał się do ofensywy lub po prostu sam zabierał się z piłką. Szczególnie jeden przejaw gorącego serca do gry mógł wzbudzić podziw, gdy w 33. minucie spotkania Fertovs nie zdołał przejąć piłki, ale tak doskoczył do rywala przed samym jego polem karnym, że żołądki mogły podejść do gardła kibicom „Kolejorza”.
Czynny udział w stałych fragmentach gry
Fertovs nie szczędził energii na aktywne uczestniczenie w każdym aspekcie gry swojego zespołu. Gdy lechici mieli swój stały fragment gry (rożny, wolny – przy autach pozostawał nieco na uboczu), Łotysz wchodził głęboko w pole karne Cerniauskasa, dość mocno go asekurując. Często ustawiał się tuż przy słupku, na linii bramkowej, by w razie czego móc wybić futbolówkę w ostatnim możliwym momencie. Nieco inaczej miała się kwestia jego położenia, gdy to Korona wywalczyła któryś z rzutów. Do 28. minuty pozostawał na uboczu, ewentualnie będąc w stanie zebrać piłkę, a po tym czasie zaczął wędrować głębiej w newralgiczne sektory twierdzy Gostomskiego. Taka zmiana nastawienia została wymuszona nieco innym podejściem całego zespołu: po zmarnowanym karnym, Koroniarze postanowili nieco bardziej napierać na bramkę przeciwnika.
Kontrola gry: obecna
Łotewski pomocnik pozwalał na głębsze wejścia ofensywne swojemu towarzyszowi, Jovanoviciowi, przy czym sam pozostawał nieco z tyłu. W ten sposób nie tylko zagęszczał środek pola, ochraniając go przed kontrami Lecha, ale i mógł w razie konieczności zebrać wyplutą przez bramkarza piłkę. Widzimy, że znajduję się w niezłej odległości od tej koronkowej akcji, ściśle za nią podążając od samego momentu jej rozpoczęcia i nie jest też kontrolowany przez żadnego lechitę.
Analiza struktury podań
Ilość wymienionych piłek przez Fertovsa nie może budzić podziwu, zważywszy na fakt, że aż 31% z nich było niedokładnych, ale gdy weźmiemy pod uwagę funkcję, jaką sprawował na boisku osąd może nieco ulec zmianie. Owszem, Łotysz musi włożyć nieco więcej pracy w dokładność własnych podań, ale sama ich ilość została wymuszona taktyką, na która postawił Tarasiewicz. Uwypuklił on Jovanovicia, przekazując Fertovsowi „czarną robotę”. Niepokojące mogą się wydawać jedynie przechwyty – pomocnik ma problem z pójściem na raz, nie jest w stanie skutecznie zatrzymać rywala, a nawet jeśli mu się to uda, to ma problem z przechwyceniem futbolówki i przekazaniem jej w inny sektor boiska.
II POŁOWA
PODANIA: 11
UDANE: 10 (czerwony)
NIEUDANE: 1 (czarny)
POJEDYNKI GŁÓWKOWE: 0/2 (granatowy)
PRZECHWYTY: 4/5 (krzyżyk – udany; kółka – nieudany)
PRZEWINIENIA: 0/1 (na nim/popełnione; kwadrat)
Obraz gry Fertovsa w drugiej części spotkania był analogiczny do tego z pierwszej. Początkowo znowu poruszał się jak wolny elektron, większą część czasu gry spędzając na doskakiwaniu do rywala, na bieganiu bez piłki niż na pracy stricte w rozgrywaniu czy zawiązywaniu akcji ofensywnych. Właściwie, można powiedzieć, że było go po prostu mało do 60. minuty spotkania. Owszem, starał się utrudniać życie lechitom, nawet silniej na nich napierał niż to miało miejsce w asekuracyjnej pierwszej połowie, ale niewiele z tego wynikało.
Ciekawy przypadek piątki obrońców
Ryszard Tarasiewicz musiał spodziewać się przebudzenia „Kolejorza” w drugich 45 minutach. Z tego powodu naszły go przemyślenia i bardzo prawdopodobne, że w szatni rozrysował kolejny taktyczny schemat. Również z udziałem Fertovsa. Tym razem, Łotysz miał otrzymać funkcję dodatkowego obrońcy.
W momencie, gdy Lech skłaniał się do bardziej agresywnego ataku, Fertovs opuszczał swój posterunek przemieszczając się w kierunku swoich stoperów i zajmując miejsce w ich towarzystwie. Takie przesunięcie miało zagęścić formację defensywną Korony minimalizując szansę na przedarcie się lechitów przez tak zorganizowane zasieki. Trzeba przyznać, że całość roszad była dość konkretnie przeprowadzana i Fertovs rzadko miał okazję się pogubić. Po prostu w chwili, gdy podopieczni Skorży bardziej przyciskali wrzucał 5 bieg i podłączał się do obrony swojego zespołu. Znowuż, gdy poznaniacy mozolnie konstruowali swój atak pozycyjny środkiem, znajdowało się w nim aż 3 pomocników.
Ważne interwencje ratują Koronę
Fertovs w drugiej części spotkania miał większe pole do popisu w działaniach stricte defensywnych. Najpierw w 66. minucie błąd popełnił Cerniauskas wychodząc z bramki i zderzając się z Dejmkiem, umożliwiając „Kolejorzowi” swobodny dostęp do pustej siatki. Wówczas w sytuacji odnalazł się łotewski pomocnik, który głową oddalił zagrożenie. Wyglądało to dość niepewnie, bowiem sam znajdował się na wprost bramki, ale szczęśliwie dla swojego zespołu, nie pomylił się w obliczeniach.
Później, w 74. minucie to właśnie jego „dostawienie nogi” zablokowało uderzenie Trałki, które przebiegało wzdłuż linii bramkowej. Można powiedzieć, że pomocnik wsławił się także w blokadach nakładanych na Szymona Pawłowskiego. W drugiej połowie zdecydowanie lepiej wychodziło mu doskakiwanie do przeciwnika. Był w tym bardziej skuteczny i nieustępliwy. Dwukrotnie udało mu się zatrzymać zwrotnego ofensywnego gracza Lecha i tym samym powstrzymać całość groźnego ataku zanim tak naprawdę zdołał się porządnie rozpocząć (82. i 85. minuta).
Asekuracja ponad wszystko
Gdy Jovanović wychodził wysoko, samodzielnie zabierając się z futbolówką i konstruując naprawdę ciekawie i koronkowo się prezentujące akcje Korony, Fertovs był zmuszony osłaniać tyły. Choć podczas tych drugich 45 minut jego wejścia ciałem w rywala, czy próby wyłuskania piłki były zdecydowanie bardziej skuteczne (4/5 udanych akcji), to jednak mimo wszystko bał się popełnić jakieś większe przewinienie (i tak jednego się dopuścił powstrzymując Kownackiego). Wolał znajdować się nieco dalej od rywala niż czuć jego oddech na karku.
Analiza struktury podań
Druga połowa ułożyła się lepiej dla Fertovsa. Łotysz zaliczył tylko jedno nieudane podanie i to w dodatku takie, które miało być z założenia tym na uwolnienie, na oddalenie zagrożenia. Choć udaje mu się wygrywać pojedynki główkowe, to nie jest później w stanie posłać piłki w punkt, przekazać jej dokładnie do swojego towarzysza. Także kwestie techniczne były bardziej sprzyjające dla pomocnika niż w pierwszej części spotkania. Same przechwyty zaczęły pojawiać się znacznie częściej, a przy próbie podań silniej była zaakcentowana sama technika Fertovsa, który kilkakrotnie popisał się dość efektywną ruletą przy zabieraniu się z piłką.
Podsumowanie
Fertovs ma szansę na zostanie jednym z jaśniejszych punktów Korony Kielce. Łotysz dobrze rozumie się z zespołem, jest w stanie wdrożyć założenia taktyczne tak silnie prezentowane przez trenera Tarasiewicza i pokornie podchodzi do wyznaczonych mu zadań. W końcu, jeszcze grając w Sewastopolu zdecydowanie silniej podłączał się do ofensywy (3 bramki w 9 spotkaniach). W drużynie „Scyzoryków” przypada mu rola bycia piątym obrońcą lub ewentualnie tego, który zagęszcza środek pola. Trzeba jednak przyznać, że radzi sobie całkiem przyzwoicie. W stałych fragmentach gry dobrze zabezpiecza okolice słupka, będąc w stanie wybić piłkę z linii bramkowej. Brakuje mu jeszcze typowego ogrania. Choć jesienią trenował ze Skonto Ryga, to nie miał szans na występy w tej drużynie, co jest widoczne na boisku. Pomocnik ma dobry przegląd pola, pilnuje wyznaczonych mu zawodników, ale nie zawsze jest w stanie wyłuskać piłkę. Nie wymienia dużej ilości podań, ale ciągle jest pod grą i jego działania „na chaos” dość silnie pomagają koroniarzom w realizacji przedmeczowych celów.