533898_476802345747149_1924956551_n

Obrońca z ofensywnymi skłonnościami: Rudinilson prosto z Lizbony

Wchodzenie z ławki nigdy nie należało do najprostszych. I to nie dlatego, że trzeba wynurzyć się spod ciepłego koca, by nieco rozruszać zastane kości. Najgorsze jest to brzemię odpowiedzialności za grę. Jeśli szkoleniowiec pozwala Ci wejść na boisko, gdy nie dzieje się zbyt dobrze, nie tylko daje Ci kredyt zaufania, ale pokazuje, że pokłada w Tobie ogromne nadzieje. Musisz wspiąć się na wyżyny własnych umiejętności. Druga taka szansa może się po prostu nie zdarzyć. Zwłaszcza, jeśli pokażesz się od tej niekoniecznie dobrej strony przy okazji dopuszczając się kilku kardynalnych błędów. Zwłaszcza, gdy okażesz się gorszym od piłkarza, którego zmieniłeś. Przekonał się o tym Rudinilson, który w wyjazdowym meczu gdańskiej Lechii ze Śląskiem Wrocław, na murawie pojawił się w 46. minucie wchodząc za Bougaidisa narzekającego na kontuzję mięśnia.

STRUKTURA PODAŃ

rudinilson

PODANIA: 29

UDANE: 23 (czerwony)

NIEUDANE: 6 (czarny)

PRZECHWYTY: 4/4 (kółka; wypełnione – udane)

PRZEWINIENIA: 0/1 (na nim/popełnione; kwadrat)

WRZUTY Z AUTU: 3/6 (udane/nieudane; żółty)

Portugalsko-gwinejski nabytek gdańszczan

Rudinilson Silva, bo tak brzmi pełne imię i nazwisko tego 20-letniego defensora, zasilił szeregi gdańskiej Lechii w sierpniu minionego roku. Od tego czasu nie miał okazji zadebiutować w wyjściowym składzie pierwszej drużyny. Aż do meczu ze Śląskiem Wrocław. Wówczas, znalazł się w meczowej „osiemnastce” i w obliczu kontuzji Bougaidisa pojawił się na murawie. Sama decyzja była podyktowana… niemożnością dopuszczenia się innego manewru. Podejrzewam, że Jerzy Brzęczek nabawił się porządnej migreny przed spotkaniem z wrocławianami, bowiem z rękawa wypadły mu niemalże wszystkie asy. Urazy Wawrzyniaka, Wojtkowiaka i Lekovicia, słaba dyspozycja Możdżenia skłoniły trenera do zestawienia eksperymentalnej defensywy. Skorzystał z tego lewonożny stoper, który w konfrontacji wskoczył na lewą flankę. W minionym sezonie wystąpił w 19 spotkaniach rezerw Benfiki, a z biało-zielonymi związał się 2-letnią umową.

„Rudi” na boisku jest wszędzie, ale tak naprawdę…

Defensor od samego początku spotkania prezentował wysoki poziom pewności siebie jak na debiutanta. Debiutanta, któremu przyszło wskoczyć do składu w ciężkim momencie. Wydawało się, że nic sobie z tego nie robi, że to dla niego chleb powszedni, że rozumie się tak dobrze z drużyną, iż właściwie to dla niego żadna różnica, czy gra w pierwszym składzie, czy w tym rezerwowym. Różnica okazała się być nader znaczącą. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że Rudinilson ma ogromny przegląd boiska, że wykorzystuje ogromny jego sektor (od środka do lewej flanki; cud, że nie zamienił się stronami!). Co więcej, można było nawet stwierdzić, że kontroluje sytuację. Niestety wrażenie okazało się być dość mylne. W momencie gdy stoper skłaniał się do pójścia nieco wyżej, nawet na obieg, odpuszczał swoją pozycję powodując sporą lukę w i tak osłabionej gdańskiej obronie. Jego powroty były naznaczone sporym marazmem, nie wiedział gdzie w danym momencie gry powinien się znajdować, kiedy wrócić do swojej dawnej pozycji. To zrozumiałe, że kreatywny boczny obrońca powinien podłączać się do ataku, ale musi to robić w sposób wyważony: jeśli jednocześnie nie jest w stanie zadbać o pilnowanie flanki, to niech lepiej skoncentruje się na swoich nominalnych zadaniach.

Ofensywny stoper z ograniczonymi możliwościami obronnymi

Postawa Rudinilsona przypomina mi nieco tę właściwą dla Mateusza Możdżenia. Były lechita też lepiej czuje się, gdy może podłączyć się do ataku. Mam wrażenie, że to jedyne miejsce, gdzie ewentualnie mógłby się jeszcze przebudzić. Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma piłkarzami. Możdżeń tak naprawdę jest pomocnikiem, zawsze nim był. Gwinejczyk z portugalskim paszportem miał jednak jasno powiedziane za kogo wchodzi na boisko i jak ma się zachowywać. Nie twierdzę, że trener Brzęczek zabronił mu podłączania się do ataku, ale na pewno nie chodziło mu o takie zachowanie.

na obieg

Zawodnik często decydował się pójść na obieg, urywając się wrocławskiej obronie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby później wrzucił wyższy bieg i z prędkością światła powrócił na własną pozycję. To się jednak zdarzało stosunkowo rzadko, przez co flanka padała łatwym łupem podopiecznym Pawłowskiego. Samo przyjęcie piłki przez Rudinilsona nie należało do najgorszych, nie odskakiwała mu, nie dochodziło do karygodnych kiksów, ale też z jego obecności na „wysokim” boku niewiele wynikało.

otwierajace

Zdarzały się także momenty, gdy Rudinilson sam przejmował rolę operatora, zabierał się z piłką i swobodnie nią rozporządzał. Bardzo dobrze, że ten młody chłopak ma chęci do gry, ma ochotę pokazać się od tej nieco innej strony, ale właściwie można powiedzieć, że był dość bezproduktywny. Na 7 wrzutek w pole karne, tylko 1 okazała się być dokładną. Przykładowo, w 83. minucie starcia jego dośrodkowanie lewą nogą zostało pochwycone przez Pawełka. Jak widać w większości przypadków, na próbach się skończyło.

nozyce

Skoro nasz tytułowy stoper był już operatorem, czekał na podanie, to jeszcze pozostała jedna rola. Strzelca. Tak, tak: Rudinilson zdecydował, że w ciągu jednej połowy spróbuje swoich sił także w strzelaniu na bramkę. Powiem szczerze, że jeżeli ten chłopak popracuje nad skutecznością to może zostać przemianowany na pomocnika. Całość uderzenia opierała się na bardzo efektywnych nożycach i gdyby do samej formy dodać nieco usprawniony celownik, trener Brzęczek i cała drużyna mieliby z 20-latka ogromny pożytek. Warto także podkreślić, że w owej sytuacji Rudinilson urwał się spod czujnego oka Flavio Paixao. Jeszcze przed tym dość znaczącym wydarzeniem, lechista miał jedną okazję, by wyprowadzić swój zespół na prostą. W 69. minucie jego strzał z 35. metrów spowodował zachwyt nawet w kabinie komentatorskiej. Choć całość uderzenia była wielce niecelna, to jednak w tym przypadku należy wziąć pod uwagę sporą odległość i fakt nieprzygotowania do takiego złożenia. Trudno o precyzję, gdy piłka ma pokonać aż taki obszar boiska, by ewentualnie znaleźć ujście w siatce rywala.

Stałe fragmenty gry

W momencie, gdy gdańska Lechia wywalczyła rzut wolny, czy rożny, Rudinilson pakował się w pole karne przeciwnika i nieco na uboczu czyhał na dośrodkowanie, by skutecznie je domknąć. W ciągu tych 45 minut nie miał zbytniego pola do popisu, ale sam proceder jest niezwykle ważny do odnotowania. Zwłaszcza, że to właśnie on był odpowiedzialny za wyrzuty piłki z autu. W jego poczynaniach było widoczne spore niezrozumienie z zespołem: jedynie nieco ponad 30% takich wrzutek trafiało do adresata, zwykle pakował piłki wprost pod nogi przeciwnika prowokując groźne kontry. Nieco inaczej miała się kwestia, gdy to Śląsk Wrocław stawał przed wykonaniem jakiegoś stałego fragmentu gry. Rudinilson wówczas znajdował się w murze, by po chwili z niego wyskoczyć i rzucić się do asekuracji z tyłu.

Defensywny balans na granicy straty

20-latek miewał ogromne problemy nie tylko z samym utrzymywaniem się przy piłce, ale i z jej prowadzeniem. Chociaż po strukturze podań widać, że większość była dokładna i trafiała do adresata, to były to dogrania naprawdę proste i na najniższym poziomie. Chodziło w nich jedynie o wycofanie piłki, rozciągnięcie gry, przeniesienie jej ciężaru w inny sektor boiska, czy wyjście spod pressingu. To ostatnie całkiem nieźle wychodziło Rudinilsonowi, który potrafił się zastawić i odegrać piłkę do najbliższego towarzysza. Nieco gorzej prezentował się w kwestii stricte defensywnych. „Nieco” to może nawet zbyt lekkie określenie. Choć zaraz po pojawieniu się na murawie dwukrotnie udało mu się zatrzymać kontrę (51. i 53.), to później aż taki skuteczny w swoich poczynaniach nie był. Bardzo łatwo można było go ograć, nie kwapił się do pójścia za grą, odpuszczał krycie i zwalniał w momencie, gdy naprawdę wypadało przycisnąć przeciwnika. Nie widział sensu w doskakiwaniu do rywala.

zawalonygol1

Rudinilson nie będzie wspominał swojego debiutu zbyt pozytywnie. 10 minut po tym jak pojawił się na murawie, na swoje barki musiał wziąć odpowiedzialność za zawalonego gola. To właśnie on źle obliczył tor lotu piłki, wyskoczył zbyt wcześnie przez co futbolówka pomknęła nad nim, a on sam ograniczył pole widzenia Gersonowi utrudniając mu skuteczną interwencję. W efekcie, trafienie zaliczył Celeban.

zawalonygol2

Na tym przygody z sennym postępowaniem defensora Lechii się nie zakończyły. 20-latek dał książkowy przykład, jak nie należy odpuszczać przeciwnika w akcji na 3-0 dla Śląska Wrocław. Nie pokwapił się, żeby wrzucić wyższy bieg, nieco popędzić do swojego rywala i przeciąć podanie. Rudinilson znajdował się w znacznej odległości od obu ofensywnych graczy wrocławian, przez co nie miał najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Na jakąkolwiek, właściwie.

linia

Jedyne za co właściwie w całej rozciągłości można pochwalić defensora to trzymanie linii spalonego. Był w tym praktycznie niezawodny. Oczywiście w momencie, gdy zajmował swoją strefę. Nie można jednak przejść obojętnie obok faktu, iż zbyt często bawił się w piłką w newralgicznych sektorach boiska.

faul

Właściwie to zastanawiałam się, czy analiza Rudinilsona będzie miała jakikolwiek sens. Dlaczego? Bo już w 52. minucie, czyli na kilka minut po swoim pojawieniu się na murawie, dopuścił się brutalnego faulu wyprostowaną nogą na Tomaszu Hołocie za co z marszu ujrzał żółty kartonik. Myślę, że w tamtej chwili kibice gdańskiej Lechii zamarli, bojąc się czy zmiennik w ogóle dokończy to spotkanie.

PODSUMOWANIE

Wydaje się, że Rudinilsonowi nawet na chwilę nie uda się zagrzać miejsca w pierwszym składzie Lechii. Na pewno nie w takiej dyspozycji i nie na tej pozycji. 20-latek zbyt często zaniedbuje swoje zadania, za łatwo jest go ograć, a cała pewność siebie nie przekłada się na boiskowe umiejętności. Choć letni nabytej gdańszczan potrafi podłączyć się do ofensywy, skłonić się ku jakiejś wrzutce, czy nawet pokusić się o strzał, to zwykle niewiele z tego wynika. Jest go na boisku naprawdę dużo, jednak nie tylko nie przekłada się to na poczynania zespołu, a nawet nie wnosi chaosu w szeregi przeciwnika. Co więcej, choć 79% jego podań okazało się być celnymi, to jednak w dużej mierze były to dogrania książkowe, do tyłu, skierowane do najbliższego towarzysza, niewymagające zbyt dużej dozy przemyślenia.