Frustracja w obozie Macieja Skorży narasta. Poznański Lech zmaga się z ogromnymi problemami komunikacyjnymi, nad drużyną unosi się mgła uśpienia. Z każdym kolejnym spotkaniem staje się coraz bardziej gęsta, coraz ciężej o uzyskanie korzystnego rezultatu, coraz trudniej o przeprowadzenie składnej akcji, o prawdziwe punktowanie. Sobotni wieczór na Bułgarskiej łatwy nie będzie. Zawita na nią pobudzony Śląsk, który ani myśli ponownie uwikłać się w jakieś ciemne serie. Dopiero jedna przeszła do historii. Trener Pawłowski i jego podopieczni nie przyjechali do Poznania, by się bunkrować: zawalczą o pełną pulę.
Długo by pisać o nieciekawej sytuacji, w której znalazł się Lech. Z przodu niewiele wychodzi, piłka nie chce wpadać do siatki, nie ma kto domykać akcji, a samo zawiązywanie ataku jest tak schematyczne, że wystarczy obejrzeć zaledwie dwa spotkania, by dowiedzieć się jak prezentuje się strategia „Kolejorza”. Bo nie prezentuje się. Brakuje pomysłu, brakuje świeżości, brakuje bodźca, który wstrząsnąłby drużyną. Gracze poruszają się jakby we mgle, nie do końca wiedzą co mają robić i w jaki sposób. Większość kibiców cieszyła się z powrotu do składu Jevticia, ale tylko do momentu, gdy zaliczył pierwszy kontakt z piłką. Szwajcarski pomocnik jest cieniem dawnego siebie, nie może złapać formy i na próżno upatrywać w nim roli lidera, który pociągnie zespół do przodu. Zresztą, w spotkaniu ze Śląskiem i tak nie będzie mógł zagrać z powodu nadmiaru kartek. Do dobrej dyspozycji powraca jednak Linetty, który powinien wykrzesać z siebie więcej energii. Przynajmniej, tak prezentuje się jego sytuacja na papierze. Podobnie ma się kwestia Sadajewa. Czeczen zalicza swój najlepszy sezon w karierze, ale to wciąż za mało. Od napastnika zespołu, który otwarcie mówi o celowaniu w Mistrzostwo Polski wymaga się większej skuteczności, zdecydowanie większego wsparcia dla zespołu. Co więcej, w najbliższej konfrontacji i tak nie będzie mógł poprawić swojego dorobku za sprawą przymusowej pauzy. Ciężko poszukiwać jakichkolwiek alternatyw na szpicy: Kownacki w szczytowej formie nie jest, ma spore problemy ze skutecznością, a i potrafi bezproduktywnie „przechodzić” mecz. Choć lechici na pewno marzą o 3 punktach, to przed nimi naprawdę wymagające zadanie. Będą musieli wznieść się na wyżyny swoich umiejętności i zagrać jak drużyna: nie jako zlepek indywidualności. Tym bardziej, że Ruch Chorzów zagrał zdecydowanie na korzyść „Kolejorza” bezbramkowo remisując z warszawską Legią.
Tymczasem w obozie Pawłowskiego panują zgoła inne nastroje! Wysokie zwycięstwo nad gdańską Lechią (3-0) poprawiło humory wrocławian, dla których była to pierwsza wygraną wiosną, powodując entuzjastyczne zabranie się w podróż do Poznania. Szkoleniowca nieco trzeba sprowadzić na ziemię. Przed nim znowu migrenogenne konstruowanie „jedenastki”, bowiem nadal nie może skorzystać z usług Droppy i Dudy, a do grona kontuzjowanych niedawno dołączył Calahorro. Dla tego ostatniego sezon skończył się przedwcześnie za sprawą uszkodzonych więzadeł. Mimo wszystko, środek pola już w spotkaniu z Lechią musiał być w jakiś sposób wymieniony, więc trener jest w stanie wyłuskać wiele dobrego ze swoich graczy rezerwowych. Tym bardziej, że z przodu ma kim postraszyć. Jest przecież prawie-niezawodny Marco Paixao, który choć stracił opaskę na rzecz Pawełka z tonu nie spuszcza. Owszem, Portugalczyk nadal potrafi zmarnować wiele dogodnych sytuacji, ale w newralgicznych momentach instynkt snajpera daje o sobie znać. Co więcej, sama jego obecność dodaje wydarzeniu meczowemu pewnego „smaczku”, gdyż media na nowo zostały rozbudzone doniesieniami o rzekomych przenosinach Paixao do Poznania po zakończeniu obecnego sezonu. Choć samo ubiegłotygodniowe zwycięstwo musiało silnie podbudować podopiecznych Pawłowskiego, to historia nie jest po ich stronie. Oczywiście, statystyki nie grają, ale warto zwrócić uwagę, że od 2008 roku grał w Poznaniu sześć razy i tylko raz odniósł zwycięstwo (2012 rok, 3-0), dwukrotnie dochodziło do podziału punktów. Skoro jedna seria została przerwana, to czas na pokonanie kolejnej, czas iść za ciosem? Kiedy jak nie teraz, gdy zmiana na „stanowisku” kapitana zdecydowanie poprawiła nastroje w drużynie!
Miejmy nadzieję, że sobotni wieczór będzie obfitował w emocje na najwyższym poziomie. Wszystko na to wskazuje! Obie drużyny mają coś sobie do udowodnienia, obie potrzebują punktów, by silniej poprawić swoje położenie w tabeli i obie… nie zamierzają się bunkrować, a wręcz przeciwnie, wolą postawić na otwarty futbol. I choć Poznań w obecnym sezonie jest istną twierdzą, to jednak futbol rządzi się własnymi prawami.