Korona Kielce ponownie nie dała rady zdobyć kompletu punktów, a co gorsza w kolejnym spotkaniu nie trafiła do siatki i tylko zremisowała bezbramkowo z Podbeskidziem, dla którego taki wynik w spotkaniu wyjazdowym był dobrym rezultatem. Korona wydawała się lepszym zespołem i przede wszystkim grą w pierwszej połowie pokazywała, że może sięgnąć po wygraną, niestety i stety dla Podbeskidzia bramek na Kolporter Arenie nie oglądaliśmy.
Podbeskidzie wydawało się wymarzonym rywalem dla Korony by się przełamać na własnym stadionie – na 6 rozegranych spotkań na kieleckim stadionie w historii, 6 razy Korona odnosiła zwycięstwo. „Górale” nie zamierzali być jednak chłopcem do bicia i przyjechali na Kolporter Arenę by pójść za ciosem po wygranym meczu w Łęcznej.
Spotkanie rozpoczęło się dość żywo i od razu wyklarowała się przewaga gospodarzy. Korona już w pierwszych siedmiu minutach oddała dwa strzały (oba autorstwa Rafała Grzelaka) i to ona temu spotkaniu nadawała ton. Podbeskidzie wydawało się stosować taktykę zbieżną z zachowaniem reszty zespołów Ekstraklasy w meczach na wyjazdach – Górale nastawili się głównie na kontratak. Dalsze minuty pozwalają mówić jedynie o grze Korony – „Złocisto-Krwiści” mogli się w tym meczu podobać, rozgrywali oni bowiem dużo składnych akcji i imponowali pressingiem, nie pozwalając Podbeskidziu na swobodne wyjście z własnej połowy. Z bardzo dobrej strony pokazywał się Łukasz Sierpina, który raz po raz nękał obrońców z Bielska-Białej, to po lewej, to po prawej stronie boiska. Aktywny w ofensywie był również Jovanović, a lepiej niż w poprzednich meczach wyglądał na boisku Bartłomiej Pawłowski.
Piłkarze Podbeskidzia byli przez 25 minut tłem dla kielczan, nie oddali żadnego strzału na bramkę rywala – co więcej, nie przeprowadzili praktycznie żadnej składnej akcji. W pierwszej połowie gra toczyła się głównie na połowie Podbeskidzia, a jakiekolwiek próby rozgrywania akcji przez bielszczan przerywał… sędzia liniowy, raz po raz podnosząc chorągiewkę sygnalizując spalonego. Po pierwszym, dość sennym sobotnim meczu to spotkanie wyglądało przez pierwsze 45 minut bardzo dobrze, a kilka razy pod bramką Podbeskidzia pachniało golem, głównie po dośrodkowaniach Łukasza Sierpiny.
Po wznowieniu gry Złocisto-krwiści sprawiali wrażenie, jakby myślami byli jeszcze w szatni przed wyjściem na drugą połowę i ospale weszli w tę fazę spotkania. Jednak z minuty na minutę gospodarze wracali powoli na swoje tory. W 54. min. Fertovs zagrał nieźle w pole karne z prawej strony, pojedynek główkowy w szesnastce gości wygrał Pawłowski, ale nieczysto uderzył i wyrzucił piłkę za linię końcową. Kilka minut potem Korona wyszła z dobrą akvją, którą dobrym strzałem zakończył Sierpina. Piłka przed samym Zubasem zrobiła kozioł i sprawiła nieco problemów, ale golkiper Podbeskidzia sparował futbolówkę i zażegnał niebezpieczeństwo. Nadal to Korona prowadziła grę i starała się znaleźć sposób by pokonać Zubasa, ale na staraniach wszystko się kończyło. Z biegiem czasu spadło tempo tego meczu. Korona wyglądała znacznie słabiej, niż w pierwszej części. Podbeskidzie z kolei sprawiało wrażenie, jakby remis ich satysfakcjonował.
Górale wykorzystywali bierność rywali i coraz śmielej zaczynali atakować, ale bez większego skutku. Ogólnie druga połowa dla obu zespołów to obraz nędzy i rozpaczy, bez okazji, i jakichkolwiek szans na zdobycie bramki. W 79. min. świetną wrzutką popisał się Mójta. Do piłki doszedł zamykający akcję Nowak, ale nieczysto uderzył w futbolówkę. W odpowiedzi ruszyli gospodarze, Przybyła został obsłużony genialną centrą z lewego skrzydła. Mając jednak przed sobą praktycznie tylko pustą bramkę, nie dał rady głową skierować futbolówki do siatki. Podbeskidzie w ostatnich minutach odżyło i bardziej nie przez większość spotkania nadawało ton rywalizacji, ale wszystko i tak zmierzało ku remisowi. W samej końcówce świetną paradą popisał się jeszcze Zubas. Sylwestrzak wywalczył piłkę przy linii bocznej, wyłożył ją Sierpinie, a ten fantastycznym uderzeniem był bliski trafienia do siatki. Cudownie między słupkami zachował się jednak golkiper Podbeskidzia. I właśnie remisem to spotkanie się zakończyło.