Są takie mecze, które oddzielają chłopców od prawdziwych mężczyzn od chłopców. Grali nie tylko w Machesterze, czy Madrycie, ale przede wszystkim w Łęcznej, gdzie Ruch zaliczył drugie zwycięstwo z rzędu i wskoczył na czwarte miejsce.
‚Niebiescy’ to istna drużyna-zagadka, istna kwintesencja Ekstraklasy. Porażka z Górnikiem Łęczna na inaugurację, by tydzień później wygrać jako jedni z nielicznych z Piastem. Rozbicie Termaliki, a w następnej kolejce łomot od Zagłębia. Bezbramkowy remis z Wisłą, gdzie pierwszy strzał na bramkę oddają w 80. minucie, a tydzień potem strzelenie 3 bramek Lechii w 26 minut. Chorzowianom udało się tym razem zagrać dwa równe mecze i dzięki zwycięstwu nad Górnikiem zrównali się punktami z Cracovią.
Już w 10. minucie wynik meczu otworzył grający najlepszy mecz od dawna Michał Koj. Tuż przed przerwą drugą bramkę wcisnął reprezentant Polski Mariusz Stępiński. W chęci Górnika do odrobienia strat nie wątpimy, ale niestety u nich chęci nie szły w parze z chociażby zagrożeniem bramki. W pierwszych 45 minutach bramkarz przyjezdnych ani razu nie został zmuszony do poważniejszej interwencji. Niemoc gospodarzy wyjaśnił w przerwie Jan Bednarek, który stwierdził, że ‚nie mieli przygotowanego scenariusza na szybko straconą bramkę’. Tomasz Nowak wyznał też, że Górnicy tracili bramki w najgorszych momentach. W ‚najgorszym momencie’ stracili też bramkę numer trzy – wynik meczu ustalił nieśmiertelny Zieńczuk. Pomimo dużej ilości dość wiekowych zawodników(Surma, Zieńczuk, Iwański), największą robotę w Chorzowie robi młodzież – i to się ceni.