… my czekamy… Od początku sezonu kibice pod Klimczokiem nie widzieli jeszcze zwycięstwa swojej drużyny na własnym stadionie. I wciąż jeszcze muszą poczekać. Ich cierpliwość poddawana jest poważnej próbie.
Wynik jaki przyniosła pierwsza połowa dzisiejszego spotkania odzwierciedla mniej więcej jej przebieg. Oba zespoły grały dość szybko, na ataki Zagłębia Podbeskidzie odpowiadało kontrami, ale przez dłuższy czas mało skutecznie. Pod bramką mało doświadczonego Polacka zakotłowało się na dobre dopiero w 20. minucie gdy w pole karne wpadł z piłką Mateusz Możdżeń podejmując dwukrotnie próbę strzału. Trafił jednak wyłącznie w boczną siatkę. Chwilę potem Adam Mójta mocno uderzył zza pola karnego i choć poderwał swym strzałem trybuny, zdołał zaledwie obić prawy słupek bramki. W kolejnej minucie lubinianie wzmożyli czujność Emiljusa Zubasa, piłka jednak minęła jego bramkę.
Atak za atak, kontra za kontrę, sporo rzutów rożnych i brak skuteczności – oto obraz gry w kolejnych minutach. Do 41. minuty kiedy to w sposób dość znamienny dla gospodarzy Jakub Kowalski przemierzył z futbolówką u nogi sporą część boiska i znajdując się w polu karnym próbował uderzać na bramkę. Przypadkiem jednak piłka trafiła pod nogi Roberta Demjana, który nie zmarnował okazji i z najbliższej odległości pokonał bramkarza gości.
Prowadzenie bielszczanie utrzymali jednak tylko przez kilka minut. Tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę Jarosław Jach zdobywając swą pierwszą bramkę doprowadził do wyrównania i w drugiej połowie mecz zaczął się od nowa. A zaczął się stanowczo lepiej dla gości. Zaspali obrońcy Podbeskidzia, czego nie przeoczyli zawodnicy Zagłębia. W 49. minucie Łukasz Janoszka strzelając z wolnego nie pozostawił żadnych szans Zubasowi. 2 minuty później Górale mogli zostać pogrążeni już całkowicie, ale uderzający wślizgiem Janus posłał piłkę obok bramki.
Po 60 minutach gry gospodarze przebudzili się nieco stwarzając kilkukrotnie zagrożenie w polu karnym Zagłębia, wciąż brakowało im jednak dokładności i skuteczności. Nie ustrzegli się też prostych błędów. Czujności nie można też odmówić Martinowi Polackowi, który w tej części meczu poddany był kilku próbom. Najpierw przeniósł strzał z prawej strony ponad poprzeczkę, potem wyłapał piłkę posłaną w pole karne po oskrzydlającej akcji Mójty, w końcu w 71. minucie po dobrej akcji (po raz kolejny z udziałem Adama Mójty), Robert Demjan trafił w słupek.
Nie ustały jednak ataki zespołu Podolińskiego, w którym odżył duch walki. Duch, to jednak za mało na zwycięstwo, a nawet na remis. Kolejny strzał oddał Mateusz Możdżeń. Kolejny obok bramki… Podobne „szczęście” mieli zresztą rywale. Po stracie Kohei Kato w dość klarownej sytuacji znalazł się Piątek, jednak nieczysto uderzając piłkę posłał ją obok bramki Zubasa.
W doliczonym czasie gry jeszcze z rzutu wolnego sprzed samej linii pola karnego okazję na podwyższenie wyniku mieli goście, ale nie wykorzystali jej i ostatecznie przy wyniku 1:2 wywieźli dziś z Bielska trzy punkty. Trener Podoliński po raz pierwszy w lidze z Góralami bez punktów, a kibicom w Bielsku nie pozostaje nic innego jak wciąż czekać. Kolejne spotkanie na tutejszym Stadionie Miejskim to starcie z Legią Warszawa, równo za tydzień o 15:30.