Jedni twierdzą, że wszystko jest przyklepane, inni, że temat transferu, a raczej wypożyczenia jest bardzo odległy. Logika bardziej wskazuje na to drugie. Dlaczego? Łotysz dostaje spore wynagrodzenie w Hamburgu (1,5 mln euro/rok), Lecha stać maksymalnie na 1/5 tej sumy. W przypadku wypożyczenia, Hamburg oraz sam piłkarz musieliby być bardzo zdesperowani by zgodzić się na tak wielkie ustępstwa. Wiadomo, że piłkarz jest mocno przywiązany do Poznania. Dalej posiada tutaj dom i na każdym kroku podkreśla, że chce wrócić do Lecha.
Jeśli tak się stanie, to w grę wchodzi maksymalnie półroczne wypożyczenia. Nie oszukujmy się, później znowu pewnie będzie trzeba poczekać aż skończy mu się kolejna umowa z innym, pewnie znacznie lepszym klubem. Jest to piłkarz, którego wymagania finansowe na tę chwilę stoją na pułapie co najmniej 2. Bundesligi, a nie Lecha Poznań. Rudnevs jest też stosunkowo młody i jeszcze jest w stanie zaliczyć choćby jeden zagraniczny epizod. Inna sprawa, że jego wiosna w Lechu nie musi być aż tak udana.
Jakie są przeciwwskazania?
Łotysz w Lechu powalał skutecznością. W 56 meczach zdobył 33 gole. Zaskarbił sobie serca kibiców nie tylko bramkami, ale też wcześniej wspominanym przywiązaniem do kibiców i miasta. Gole przeciwko wielkim w europejskich pucharach tylko zwiększyły jego wartość, a fanom Lecha dały wiele historycznych chwil radości jakie mogli przeżyć w ostatnich latach.
Warto jednak dodać łyżeczkę dziegciu, zanim chóralnie zapiejemy z radości w momencie jego pojawienia się ponownie na murawie przy Bułgarskiej. 27-latek w ostatnich miesiącach grał mało. Nie znalazł się ANI RAZU w kadrze meczowej swojej drużyny w tym sezonie. Dla niego powrót do Lecha to przede wszystkim szansa na więcej minut spędzonych na boisku i możliwość odbudowy formy.
Tylko czy maszyna jaką był w Polsce przed wyjazdem, tak brutalnie zacięta przez Niemców, jest w stanie odblokować się ponownie? Nikt nie ma wątpliwości, że potencjałem ten piłkarz przerastałby całą ligę i bez problemu mógłby rywalizować z Nejmanją Nikoliciem o koronę króla strzelców. Jednak czy trener Urban i koledzy z drużyny mają wystarczająco dużo oliwy by naoliwić zacięty karabin, z którego niegdyś strzelał Artjom Rudnevs?
Chyba nie ma co do tego wątpliwości, jednak pamiętamy wiele takich powrotów do kraju, które kończyły się kompletną klapą. Niestety, ale pół roku wypożyczenia może być zbyt krótkim okresem by Artjom mógł wjechać z poznańską lokomotywą na lepsze tory. Wszak, nie od dzisiaj wiadomo, że każdy który pojawi się w Poznaniu potrzebuje właśnie… pół roku na „aklimatyzację”. Większość z Was zapewne pamięta takiego piłkarza jak Arnaud Djoum. W Poznaniu kariery nie zrobił mimo niezłego CV. W kartach Kolejorza raczej zapisał się w negatywny sposób. Co robi teraz? Znalazł całkiem niezły klub w Szkocji i… stał się tam jednym z podstawowych zawodników, którymi zaczynają się interesować się coraz większe kluby na wyspach.
Inną sprawą jest wspomniane wcześniej wynagrodzenie. Nie wie tego nikt, jak bardzo Artjom jest w stanie „zejść” z pensji, którą ma w Hamburgu. Lech jest w stanie wydać około 400 tys. euro na roczną pensję dla Łotysza. W tym przypadku mówimy jednak tylko o pół roku grania, czyli połowie tej sumy. Czy się opłaca? Moim zdaniem, lepiej kupić w jego miejsce piłkarza, który w Poznaniu zagrzeje miejsce na dłużej, najlepiej młodego i bramkostrzelnego. W takich przypadkach jednak istnieje pewne prawdopodobieństwo kolejnego niewypału transferowego, można się pomylić jak z Thomallą, ale też można pozyskać jednego z napastników, który gra na naszym podwórku. Są tacy piłkarze jak Deniss Rakels, który kotem w worku nie będzie, a daje gwarancję dobrej i skutecznej gry w ofensywie. Klauzula w jego umowie wynosi 500 tys. euro, czyli jest to suma nieco większa niż za pół roku gry Rudnevsa, ale też jest to ilość pieniędzy jaką włodarze Kolejorza są w stanie znaleźć. Dla mnie rachunek jest prosty.
Argumenty za?
Ściągnięcie innego bramkostrzelnego napastnika lub tez wspominanego Rakelsa nie koniecznie może wyjść na dobre, więc przy dobrej kondycji finansowej klubu, napędzonej premią z europejskich pucharów, można zaryzykować z zaproponowaniem nieco wyższej pensji 27-latkowi. Rudnevs nawet w słabej formie nie powinien być gorszy od Thomalli, a przy sporej rotacji w ofensywie poznańskiej drużyny podczas budowania akcji ofensywnych, Łotysz nie koniecznie musi być tym wieńczącym akcje swojej drużyny. Podejrzewam, że w jego przypadku może być jak z Zaurem Sadajewem, który sam brał na siebie 2-3 rywali, którzy zajęci byli jego kryciem, dzięki czemu koledzy z drużyny mieli więcej miejsca przed bramką rywali.
Innym plusem może być to, że zawodnik zostanie na dłużej niż zakładane pół roku. Jednak taki wariant wszedłby w życie tylko w momencie przeciętniejszej rundy w jego wykonaniu. Wtedy latem może mieć problem ze znalezieniem nowej drużyny, a wtedy Lech na pewno wyciągnie pomocną dłoń. Taka opcja na pewno spodobałby się poznańskim fanom.
I na końcu argument najważniejszy, tym razem dla włodarzy Lecha – marketing. Nie ma cienia wątpliwości, że kibice nieco tłumniej pojawialiby się na meczach Lech by ponownie zobaczyć Rudnevsa w akcji. Sklepik klubowy w pierwszych dniach przeżywałby oblężenie. Wszak kto by nie chciał mieć koszulki jego nazwiskiem na plecach?
Co zrobi zarząd Lecha?
Zarząd jest w tym momencie kluczową instancją, która może przyczynić się do zwiększenia ilości endorfin w przeciętny organizmie fanatyka z Poznania. Ich hojność, kalkulacja zysków i strat zadecyduje o być albo nie być Artjoma Rudnevsa w Poznaniu. Kibiców nie trzeba pytać o werdykt. Liczą na Łotysza. Na jego powrót już teraz.
Czy wszystko potoczy po myśli kibiców, czy jednak będzie trzeba poczekać kolejne lata na powrót supersnajpera z Łotwy do Lecha Poznań? Najbliższe tygodnie przyniosą nam rozwiązanie tej zagadki.