Patrząc na ostatnie wyniki obu drużyn tytuł jest jak najbardziej adekwatny. Górale muszą, a Jaga (jeszcze) może, ale w grupie spadkowej jest to bardzo złudne.
Nieskuteczni napastnicy
Dawno nie widzieliśmy w Jagiellonii tak słabego sezonu pod względem trafień u napastników. Piotr Grzelczak i Fiodor Cernych nie potrafią dorównać klasą Mateuszowi Piątkowskiemu i Patrykowi Tuszyńskiemu. O Tomaszu Frankowskim nie wspominając. Bez typowego goleadora nie da się walczyć o wyższe cele i pozostaje bitwa o utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.
Brakuje szczęścia
W ostatnich trzech meczach Podbeskidzie przegrywało trzykrotnie. I za każdym razem różnicą jednego gola. Szczęście, szczęściem, ale poziom czysto piłkarski Bielszczan też nie powalał na kolana. W ostatnim pojedynku ze Śląskiem Wrocław jedyną bramkę strzelił defensor Adam Mójta. Z rzutu karnego, co mówi samo za siebie.
Rotacja goni rotację
Praktycznie co kolejkę widzimy inną jedenastkę wystawioną przez Michała Probierza. Czasami ma to związek z kontuzją, albo zawieszeniem, ale najczęściej po jednym gorszym występie dany zawodnik siada na ławie, albo ląduje w rezerwach. Na morale na pewno korzystnie to nie wpływa. A i drużyna jako całość nie potrafi się zgrać. W stolicy Podlasia potrzebna jest stabilizacja.
Bez filarów
Podopieczni Roberta Podolińskiego będą musieli poradzić sobie bez dwóch znaczących zawodników. Mowa o Marku Sokołowskim i Jozefie Piačku. Pierwszy z nich to kapitan, z kolei Słowak to ostoja bielskiej obrony. Z 32-latkiem w składzie Podbeskidzie traciło bardzo mało goli.
Wróble ćwierkają, że jutro przy Słonecznej będziemy świadkami bitwy. Pozostaje tylko pytanie kto wróci z niej na tarczy, bo wątpliwe jest, że którąkolwiek z ekip zadowoli jeden punkt.