0:0, które naprawdę dobrze się oglądało, szczególnie w drugiej połowie. 29 strzałów Legii, jednak żaden nie przyniósł bramki. Mistrz Polski po raz kolejny nie potrafi wygrać na własnym obiekcie, co nie jest najlepszym prognostykiem przed dwumeczem z Dundalk.
Osoba która włączyła mecz w 45.minucie i popatrzyła na statystyki z pierwszej połowy mogła sobie pomyśleć „oho, w końcu ta Legia pokazuje mistrzowski poziom”. Problem w tym, że statystyki co innego, a gra co innego. 12 strzałów na bramkę, ale bardzo dobrych sytuacji jak na lekarstwo – do głowy przychodzi nam tak naprawdę tylko jedna, w której Legioniści 3 razy uderzali na bramkę Piasta, a po drugim uderzeniu Hebert wybijał piłkę z linii bramkowej. A Piast? Dwa strzały na bramkę, 0 celnych – fakt, świetną sytuację zmarnował Szeliga, ale to była dosłownie jedyna ich sytuacja. Czy Legia miała przewagę? Oczywiście. Czy nikt nie miałby prawa narzekać, jeśli Legia schodziłaby do przerwy z prowadzeniem? Oczywiście. Jednak czy to był poziom godny dwóch najlepszych drużyn w kraju? Nic z tych rzeczy.
Druga połowa zaczęła się od drugiej setki Piasta. Można było się zastanawiać, kto się bardziej wtedy zamartwiał – czy kibice Piasta, że nie ich ulubieńcy nie potrafią wykończyć tak dobrych sytuacji, czy kibice Legii, że piłkarze mistrza Polski do nich tak łatwo dopuszczali. Generalnie drugą połowę oglądało się znacznie przyjemniej – niemała w tym zasługa gliwiczan, którzy w końcu potrafili się odgryźć. Wspomniana wyżej sytuacja na początku drugiej części gry, później groźne strzały Pietrowskiego i Masłowskiego. Lepiej wyglądała też Legia, która zaczęła sobie stwarzać klarowniejsze sytuacje – jak ta, gdy z najbliższej odległości Nikolić nie potrafił pokonać Szmatuły. W zeszłym sezonie wykorzystałby taką z zamkniętymi oczami. Ogólnie Węgier był cieniem siebie samego z zeszłego sezonu. Powodem do optymizmu może być za to forma Langila, który pokazał że potrafi celnie wrzucić w pole karne.
0:0 z którego o wiele bardziej zadowoleni mogą być goście. Niby remis z wicemistrzem Polski ujmy nie powinien przynosić, ale fakt, że Legionistom po raz kolejny nie udało się pokonać bramkarza rywali może już niepokoić.