Przeciętny do tej pory (delikatnie ujmując) Piast z mocno eksperymentalną linią obrony podejmujący u siebie rozpędzonego Lecha. Nie, to nie mogło się udać, nawet w lidze, gdzie dzieją się cuda. Kolejorz rozjechał Piastunki i zmniejszył stratę do liderującej Lechii do 5 punktów.
Początek meczu nie zapowiadał jednak pogromu. Dużo otwartej gry z obu stron, zero kunktatorstwa. Dodatkowo to Piast w pierwszych minutach gry miał lepsze sytuacje – najpierw przestrzelił Jankowski, później Burić pięknie obronił strzał Patrika Mraza. Dopiero po 15 minutach gry coraz bardziej do głosu zaczęli dochodzić goście. 20 minuta – Radosław Murawski wybijający piłkę z linii bramkowej. Chwilę potem Jakub Szmatuła instynktownie broni strzał Kownackiego z bliskiej odległości. W 27 minucie szczęście bardzo mocno uśmiechnęło się gościom – Radosław Majewski uderzał z rzutu wolnego, niefortunna interwencja głową będącego w murze Sekulskiego, piłka zmienia tor lotu i wpada do siatki. Szczęście ogólnie nie sprzyjało gospodarzom. 10 minut później z dwóch metrów do bramki nie trafił Szeliga, a chwilę później Majewski strzelił swoją bramkę numer dwa wykorzystując świetne dośrodkowanie Kostewycza (warto zapamiętać to nazwisko, fenomenalne zawody Ukraińca).
W drugiej połówce mimo dość pewnego prowadzenia (choć oczywiście 2:0 to bardzo niebezpieczny wynik), Lech wcale nie zwalniał tempa dążąc do strzelenia kolejnych bramek. Udało się to 17 minut po wznowieniu gry – strzał Pawłowskiego spoza pola karnego dobił Dawid Kownacki. Była to jedyna bramka w drugiej odsłonie, choć swoje szanse (i to naprawdę dobre!) mieli Pawłowski, Kownacki (słupek), czy Majewski. Kilka słów uznania należy się również Piastowi – podopieczni Radoslava Latala wcale nie byli tylko tłem dla poznaniaków, choć już nie mieli aż tylu sytuacji, co w pierwszej połowie.
Podsumowując – naprawdę dobry mecz z obu stron, zasłużone zwycięstwo Lecha. Piast zaś pokazał, że ma potencjał na coś więcej, niż 14 miejsce.