Bruk-Bet wciąż bez zwycięstwa w tym roku. Ba, tym razem nie udało się nawet zremisować. Podopieczni Czesława Michniewicza przegrali na własnym stadionie ze Śląskiem Wrocław.
Sytuacja Bruk-Betu na koniec ubiegłego roku była bardzo komfortowa. Ścisła czołówka, nieśmiało można było marzyć o pucharach – niejedna drużyna chciałaby być na miejscu Słoni. Sytuacja podopiecznych Czesława Michniewicza obróciła się jednak w tym roku o 180 stopni – Bruk-Bet jest JEDYNĄ drużyną w lidze, która nie wygrała w tym roku meczu. Co prawda drużyna z Niecieczy zanotowała remisy z Lechią i Legią, czyli ścisłą czołówką ligi, ale ostatnie trzy mecze prezentują się następująco – 0:0 z Ruchem, 0:1 z Wisłą Płock, teraz 1:2 z będącym w niezbyt dobrej formie Śląskiem. I to bynajmniej nie było pechowe 1:2 – szybki rzut oka na statystyki pozwala wysnuć hipotezę, że 2:1 to najniższy wymiar kary – i tak właśnie było. Strzelanie rozpoczął już w 5 minucie niezawodny Robert Pich – Słowaka bardzo dobrze obsłużył Morioka. Wrocławianie po strzeleniu gola od razu się cofnęli i to się zemściło – 18 minuta, dośrodkowanie z rzutu wolnego, piłka dość szczęśliwie spada pod nogi Putiwcewa, a ten pakuje piłkę do siatki. W pierwszej połowie już nic ciekawego się nie działo, ale w drugiej…
W drugiej Śląsk wyszedł bardzo mocno nabuzowany. Nie przekładało się to co prawda na bramki (biorąc pod uwagę dotychczasową skuteczność napastników Śląska, to naprawdę ciężko się dziwić), ale przewaga była bardzo mocno widoczna. Bramkę udało się jednak wcisnąć w końcówce – rzut rożny rozegrany na krótko, wrzutka Picha (czemu to nas nie dziwi) i piłkę do siatki kieruje Adam Kokoszka. Ważne, zasłużone zwycięstwo, a Bruk-Bet z taką grą może się obawiać, czy skończy sezon w górnej „ósemce”.