Mecz na szczycie Ekstraklasy był typowym pojedynkiem dwóch prędkości. Po pierwszej, marnej połowie nastąpiła ciekawsza i obfitująca w zwroty okazji druga. Hit weekendu zakończył się zwycięstwem Legii Warszawa.
Nie to, że lubimy się chwalić, ale w naszej zapowiedzi spotkania pisaliśmy: Znając nasze ligowe szlagiery nie musi to być mecz, który nas porwie od pierwszego gwizdka a żuchwa będzie zwisać bezustannie przez 90 minut. (…) Prawdopodobnie tak samo będzie dziś, czekają nas raczej piłkarskie szachy i mecz dla koneserów. Chyba, że którejś drużynie uda się szybko zdobyć bramkę, to zdecydowanie powinno otworzyć spotkanie. I dokładnie tak było. Dopóki na tablicy wyników widniały dwa okrągłe zera pojedynek w Gdańsku był przeraźliwie nudny. Co prawda nie można było narzekać na samo tempo spotkania, bo było ono dość wysokie, ale składnych akcji mieliśmy jak na lekarstwo. Wyraźnie widać było, że dla obu zespołów priorytetem było zachowanie czystego konta, więc dominowały pressing, faule i szarpane rozgrywanie piłki.
Druga połowa za to była odwrotnością pierwszej i 37 220 widzów w Gdańsku miało wreszcie okazje podziwiać kawałek gry w piłkę nożną. Lechia przycisnęła i bardzo szybko otworzyła wynik spotkania. A jak się strzela Legii gole? Oczywiście ze stałego fragmentu gry. Legioniści przy wrzutkach ze stojącej piłki zachowują się kompletnie irracjonalnie i bezmyślnie od wielu, wielu tygodni. Tym razem Hlousek kopnął w Malarza, który był ustawiony już za linią bramkową i mieliśmy 1:0 dla gdańszczan!
Stracony gol nie podłamał Legii, która rozjuszona ruszyła do ataku. Akcje gości były coraz groźniejsze, zaczynało pachnieć nawet bramką. Już po 9 minutach mieliśmy remis. Niezastąpiony Michał Kucharczyk wykończył dośrodkowanie Guilherme. Mieliśmy 1-1 i ciężko było przewidzieć jak skończy się to spotkanie.
Tak jak zmiana Kucharczyka dała wiele Legii tak wejście Flavio od nowa napędziło Lechię. Najpierw błąd Hlouska próbował wykorzystać Krasić z woleja podając do Paixao, jednak w sytuacji sam na sam górą okazał się bramkarz Legii Warszawa. Chwilę później dobra akcja skrzydłem, dośrodkowanie i strzał głową Paixao ale Malarz po raz kolejny doskonale interweniował. Patrząc na ten fragment meczu ręce same składały się do oklasków. Wreszcie gra była godna hitu Ekstraklasy, zresztą z obu stron, bo i Legia bardzo groźnie kontrowała.
I właśnie jedna z tych kontr okazała się zabójcza a bohaterem spotkania został Kucharczyk. Lechia przez kilkanaście minut cisnęła gości mając wielką przewagę lecz futbol jest okrutny! Doskonały okres gry gospodarzy zakończył katastrofalny błąd Malocy. Legia po raz pierwszy od niepamiętnych czasów opuściła swoją połowę, dośrodkowanie trafiło w obrońcę Lechii, który najwyraźniej uznał ze uatrakcyjni spotkanie podając do Kucharczyka. A „Kuchy” urwał po raz drugi zamykając spotkanie i dając niezwykle ważne 3 punkty Legii!
W Gdańsku mieliśmy hit o dwóch obliczach. Po beznadziejnej pierwszej połowie druga zapewniła wiele emocji. Naprawdę szkoda Lechii Gdańsk, która pokazała wiele jakości w drugiej połowie i miała wiele sytuacji do zdobycia gola. Jednak wiemy jakimi prawami rządzi się futbol, tutaj nie przyznaje się punktów za wrażenia artystyczne a za to co wpadnie do siatki. Legia pokazała jak wiele znaczy doświadczenie, boiskowe cwaniactwo i skuteczność. Sytuacja w tabeli jest coraz ciekawsza a wyścig po mistrzostwo nabiera rumieńców.