Szybki rzut oka na zestawienie Lecha Poznań wystarczył, by stwierdzić, że Nenad Bjelica mimo prowadzenia 3:0 po pierwszym meczu, nie ma żadnej taryfy ulgowej. Można się spierać, czy chorwacki trener wystawił najsilniejszy z możliwych skład, ale tu bezsprzecznie nie było żadnego wystawiania rezerw. Szkoleniowiec Lecha być może miał w pamięci wczorajsze spotkanie Arki – gdynianie pomimo zwycięstwa 3:0 w pierwszym meczu (i to w dodatku mając rewanż u siebie!) do ostatnich sekund drżeli o awans.
Dzisiaj o takich emocjach nie było mowy. Niby zwycięzców się nie sądzi, ale Lech zagrał naprawdę słabo. Pogoń zaś mimo porażki zagrała z pewnością jeden z najlepszych meczów w sezonie. Statystyki zresztą mówią wszystko – Portowcy oddali ponad 20 strzałów przy 4 Lecha. Kolejorz w drugiej odsłonie nie oddał żadnego strzału. Tempo całej drugiej odsłony było zresztą spacerowe, ale w pierwszej Pogoń cisnęła. I to cisnęła naprawdę mocno. Gdyby zawodnicy trenera Moskala mieli lepiej ustawione celowniki, straty mogłyby być odrobione już w pierwszych 45 minutach. Co nie potrafili zrobić Portowcy, zrobił Marcin Robak, który w 41 minucie ośmieszył defensywę gospodarzy i strzelił jedyną bramkę w tym spotkaniu. Dla postronnego widza była to najgorsza z możliwych rzeczy – Lech już tym bardziej mógł grać na luzie, zaś z Pogoni uszło powietrze.
Wynik dwumeczu robi jednak wrażenie. 4:0 i Lech melduje się w finale, w którym zagra z Arką. Nietrudno wskazać faworyta.