W niedzielne popołudnie ostatniego dnia kwietnia, Legia Warszawa zmierzy się na swoim obiekcie z Wisłą Kraków w pierwszym meczu rundy finałowej. W meczu, który jeszcze niedawno eksperci piłkarscy śmiało nazywali „ligowym szlagierem”.
Cóż to był za sezon! Powrót Polskiej drużyny do piłkarskiej Ligi Mistrzów, tam od kompromitacji z Dortmundem po naprawdę solidną grę przeciwko Sportingowi i wyjście z grupy. Piłkarsko ten sezon kibice warszawskiej Legii mogą uznać za naprawdę udany, jednakże jest kilka aspektów, o których wszyscy przypomną sobie, jeśli „Wojskowi” nie obronią tytułu.
Przegrany Superpuchar
Niestety dla fanów i samych piłkarzy Legii, mecze o Superpuchar to od kilku sezonów największa bolączka drużyny z Warszawy. W tym sezonie również zawodnicy (wówczas) Besnika Hasiego nie podołali i schodzili do szatni pokonani. Oddanych w ciągu 3 lat 3 pucharów kibice Legii z pewnością nie wybaczą swoim ulubieńcom, jeśli Ci nie zakończą rundy finałowej na najwyższym stopniu podium.
Słaby styl i odpadnięcie z Pucharu Polski
Można by rzec, że od kilku lat w finale Pucharu Polski można spokojnie spodziewać się ekipy Legii Warszawa, która zdobywała to trofeum 5 razy w ciągu sześciu lat. W tym sezonie, dość nieoczekiwanie, drużyna „Wojskowych” odpadła już w pierwszym meczu, w dość słabym stylu a w dodatku po meczu z pierwszoligowym Górnikiem Zabrze. Kompromitacja, to w tym momencie zbyt słabe słowo by opisać to, co wydarzyło się tego dnia na stadionie przy ul. Roosevelta. Legia pewnie kroczyła po swoje i na przerwę schodziła z zaliczką dwóch bramek, co w przypadku drużyny „Wojskowych” oznacza wygraną, zwłaszcza w pojedynkach z rywalami z niższych klas rozgrywkowych. Końcowy rezultat to 3-2 dla gospodarzy z Zabrza, niespodzianka, szok i niedowierzanie, a na dodatek – Legia za burtą PP!
Słabe transfery, osłabienie linii ataku
O tym mówiło się jeszcze długo po zamknięciu okna transferowego. Z Legii odeszli Aleksandar Prijović oraz Nemanja Nikolić, czyli główni ojcowie sukcesów z poprzedniego (i nawet obecnego) sezonu. Nikolicia nie trzeba nikomu, kto choć trochę interesował się w ostatnim czasie Ekstraklasą, przedstawiać. Król strzelców ubiegłego sezonu, zdobywca 28 bramek w 37 meczach, zdobył swój tytuł z przewagą aż 12 oczek nad drugim w zestawieniu Airamem Cabrerą. W obecnym sezonie było podobnie. Nikolić strzelał sporo bramek, głównie dzięki jego trafieniom Legia mogła cieszyć się historycznym awansem do Ligi Mistrzów. Odchodząc do Chicago Fire w zimowym okienku transferowym, Węgier odchodził jako lider klasyfikacji strzelców. A Prijović? „Warszawski Zlatan” również przyczynił się do sukcesów ekipy z Warszawy. Wystarczy wspomnieć jego bramkę z finału poprzedniej edycji Pucharu Polski, gdzie w dość ekwilibrystyczny sposób wpakował piłkę do bramki Lecha. W obecnym sezonie był niepodważalnie liderem zespołu, bardzo często brał na siebie ciężar gry, zaliczył kilka asyst. W zamian, kibice Legii dostali Daniela Chima-Chukwu, który nie grał w piłkę nożną przez kilka miesięcy przebywając w Chinach oraz Tomasa Necida, który przychodził do Warszawy ze statusem gwiazdy, a jedyne co warszawscy kibice dostali, to jedna bramka w sezonie zasadniczym i wielki zawód. Słabe ruchy transferowe w zimowym oknie transferowym to największa bolączka obecnych władz Legii, które mając w perspektywie dwumecz z Ajaxem Amsterdam i pogoń za liderującą Jagiellonią nie zrobiły wszystkiego, aby swoje gwiazdy zatrzymać.
Fakt, iż Legia nie była w tym sezonie ani przez chwilę samodzielnym liderem
To dopiero jest historia! Klub, który posiada bezsprzecznie najlepszą bazę treningową, najwyższy budżet i drużynę w Lidze Mistrzów nie jest w ciągu 30 (trzydziestu!) kolejek ani przez jeden tydzień na pierwszym miejscu w lidze. Abstrakcja, coś nie do pomyślenia. Jacek Magiera słusznie zauważył, iże Legię czeka w rundzie finałowej 7 finałów i każdy z nich trzeba wygrać, żeby móc cieszyć się ze zwycięstwa w lidze i choć trochę oddać swoim kibicom za wszystkie upokorzenia, których doświadczyli w obecnym sezonie.
A co słychać w Wiśle?
Zupełnie inne nastroje panują w Krakowie. Wisła, po zawirowaniach właścicielskich wstała z kolan, do klubu przyszedł trener Kiko Ramirez, wprowadzając kilku ciekawych piłkarzy i swoją, hiszpańską filozofię gry, a gra „Białej Gwiazdy” z kolejki na kolejkę wyglądała zdecydowanie lepiej. Oczywiście zdarzyły się wypadki przy pracy (mowa o meczu z Górnikiem Łęczna w ostatnim dniu sezonu zasadniczego), ale drużyna z Krakowa może jeszcze w tym sezonie sporo namieszać. Ma stosunkowo sporo czasu i najważniejszych rywali przed sobą a, kto wie, może uda się jej jeszcze zakwalifikować do europejskich pucharów kosztem, powiedzmy, gdańskiej Lechii, która mimo wygranej z Bruk-Betem musi ciągle patrzyć za siebie i uciekać ewentualnym rywalom w wyścigu o TOP4. Wisła to klub o niepodważalnej renomie jak na nasze realia. Dla każdej drużyny mecz z krakowianami powinien być tak ważny, jak choćby z Legią, na który większość drużyn szykuje formę, a stadiony pękają w szwach. Jak potoczą się losy drużyny, która jeszcze kilka lat temu dzieliła i rządziła na boiskach Ekstraklasy? Czas pokaże, jednakże kibice „Białej Gwiazdy” mogą być pełni entuzjazmu, ponieważ w Krakowie naprawdę zachodzi #DobraZmiana.
Początek meczu obu ekip już dziś o godzinie 18:00 na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej 3 w Warszawie. Sędzią spotkania Pan Daniel Stefański z Bydgoszczy.