Kilka tysięcy kibiców zgromadzonych na INEA Stadionie nie miało czego żałować. Dobra pogoda, niezła gra Lecha, kolejne trzy punkty dopisane do tabeli – marzenia o mistrzostwie powracającym do Poznania nadal są jak najbardziej realne. Po dość jednostronnym widowisku Kolejorz pokonał Pogoń Szczecin 2:0 (1:0). To czwarte zwycięstwo z rzędu ekipy ze stolicy Wielkopolski w LOTTO Ekstraklasie.
Pierwsza połowa minęła zdecydowanie pod dyktando gospodarzy. Lech wyszedł od samego początku naładowany energią i zupełnie odmieniony w porównaniu do poprzedniego meczu z Bruk-Betem. Już w pierwszych minutach kotłowało się pod bramką Pogoni, kiedy Cornel Râpă twarzą zablokował uderzenie Robaka, a następnie poprzeczka uratowała Jakuba Słowika po strzale Łukasza Trałki. Cały czas wiedzieliśmy głównie ataki Kolejorza – zarówno z lewej, jak i prawej strony. Wiele mocnych strzałów (głównie Mihaia Răduţa i Macieja Makuszewskiego, który 3-krotnie sprawdził umiejętności bramkarza Pogoni), hokejowych wybloków, dośrodkowań, a także przypadkowych odbić piłki, pachniało jednym – golem dla Lecha. Swoje sytuacje mieli dodatkowo Maciej Wilusz oraz kolejny raz, Trałka. W 35. minucie Marcin Robak z zimną krwią wykorzystał pierwszy błąd Słowika, który minął się z piłką po podaniu z rzutu wolnego z prawej strony, przejmując futbolówkę po nieudanej interwencji Mateusza Matrasa. Prosty strzał po ziemi najskuteczniejszego zawodnika LOTTO Ekstraklasy sprawił, że 25-letni golkiper musiał skapitulować. Poznaniacy ustawieni wysoko nadal napierali na część boiska zajmowaną przez graczy Pogoni. Kontrolowali grę przy jednocześnie widocznym racjonalnym dostosowywaniu sił do kontrataków rywali, którzy mieli ogromny problem nawet w prostym rozegraniu piłki do przodu. Mimo tego zawodnicy Kazimierza Moskala również zanotowali swoje szanse. Wystarczy przypomnieć akcję Rafała Murawskiego z Ádámem Gyurcsó z 9. minuty, kiedy to Matúš Putnocký odważnym wyjściem przed pole karne zapobiegł stracie gola, czy szybką kontrę z 21. minuty – w sytuacji 2 na 2 Marcin Listkowski został zablokowany przy dogrywaniu piłki przez Jana Bednarka na wysokości jedenastego metra.
Po przerwie inicjatywę przejęła Pogoń. Lech cofnął się do defensywy. Przyjmował wiele ataków, którym przewodzili przede wszystkim Ricardo Nunes i Ádám Gyurcsó. W tym meczu po raz kolejny widać, że powoli Szczecin staje się miejscem nie do końca odpowiadającym potencjałowi Węgra. Oprócz strzału Macieja Gajosa z 50. minuty, a także słupku Radosława Majewskiego po rzucie wolnym z 52. minuty, Lechici nie wyglądali na drużynę, która walczy o mistrzostwo Polski. Potrzebowali jednak jednej szybszej akcji, aby udowodnić Portowcom, że nie mają czego szukać w Poznaniu. Po koronkowej akcji prawą stronę duetu Makuszewski-Kędziora, celne podanie obrońcy wykorzystał Trałka. Bramka kapitana Kolejorza była zwieńczeniem dobrego występu, w którym od początku był niezwykle aktywny w ofensywie. Gol na 2:0 z 64. minuty ustawił spotkanie i Lech wrócił do pełnej kontroli gry widocznej z pierwszej części. Nie miał jednakże żadnej stuprocentowej okazji pozwalającej na poderwanie się z krzesła.
W obozie Nenada Bjelicy na wyróżnienie zasługują Wołodymyr Kostewycz – niezwykle ruchliwy, przebojowy lewy obrońca, który wyrasta na kluczowego zawodnika ekipy z Poznania, a także Makuszewski i Trałka. Przyzwoite zawody zagrali również Radosław Majewski czy Tomasz Kędziora. Nie można zapominać o strzelcu bramki, Robaku. Solidne 90. minut mają za sobą stoperzy – Jan Bednarek i Wilusz. W Pogoni na mały plus zasługuje jedynie Gyurcsó oraz ewentualnie Słowik, który pomimo swojego błędu przy okazji na 1:0, uchronił Dumę Pomorza przed znacznie większą przegraną. W następnej kolejce Lech wyjeżdża do Warszawy, gdzie będzie stawiać czoła Legii, a Pogoń podejmie Bruk-Bet na swoim stadionie.