Siódmy mecz bez porażki KGHM Zagłębia Lubin i pewne utrzymanie w LOTTO Ekstraklasie kontra powrót na miejsce spadkowe Górnika Łęczna – oto najważniejsze wnioski ze świeżo zakończonego spotkania. Łęcznianie rozgrywający tegoroczny sezon na boisku w Lublinie okazali się słabsi od swoich rywali, przez co zrównali się punktami w tabeli z Arką Gdynia. Mogą pluć sobie w brodę z powodu wielu niewykorzystanych akcji. O pozostaniu w najwyższej klasie rozgrywkowej zadecyduje ostatnia kolejka.
Pierwsza połowa to trzy kwadranse pełne kontrastów. Bez wątpienia można stwierdzić, że ani widzowie oglądający spotkanie przed telewizorem, ani kibice, którzy pojawili się na stadionie, nie mogli się mocno nudzić. Co prawda do nazywania tego meczu widowiskiem z najwyższej półki było daleko, jednakże widzieliśmy sporo ciekawych akcji, a co najważniejsze – dwie bramki, które na pewno znajdą się w podsumowaniu najładniejszych trafień tej rundy.
Przez pół godziny to gospodarze nadawali tempo gry. Blisko zmieszczenia piłki w „okienku” już w 7. minucie był Javi Hernández, którego mierzony strzał z rzutu wolnego wylądował na poprzeczce. Od tamtej pory pachniało golem podopiecznych Franciszka Smudy. Zawodnicy Górnika narzucili wysoki pressing, agresywnie doskakiwali do swoich rywali czekających na kontry. Lepiej konstruowali atak pozycyjny, włączając do akcji dobrze dysponowanego na lewej obronie Leândro. Byli bardziej zdeterminowani, głodni gry dającej utrzymanie. Dobrze radzili sobie w wymianach na małej przestrzeni. Formalności stało się zadość w 16. minucie, kiedy wynik otworzył Gérson po rzucie rożnym. Futbolówka wylądowała w siatce po zagraniu piętką z wyskoku. Brazylijczyk odwrócony bokiem do bramki Martina Polačka bezpośrednio „skleił” piłkę po podaniu głową od swojego kolegi, zaskakując golkipera Zagłębia na krótkim słupku. Łęcznianie byli groźni po stałych fragmentach gry, nie przestawali przeć na Zagłębie, chcąc postawić kropkę nad i. Bliski podwyższenia na 2:0 był wspomniany już Hernández, jednak został zablokowany przez obrońców. Drugą szansę miał również Gérson, jednakże pomylił się kilka centymetrów przy dobrej próbie główki. Przewaga Górnika utrzymywała się do około 35. minuty. Wówczas nastąpiło odwrócenie koncentracji ataków – pałeczkę przejęli lubinianie. Do tej pory nie mieli żadnej okazji oprócz sytuacji Kamila Mazka z 13. minuty. Szybki pomocnik wbiegł w pole karne Wojciecha Małeckiego, lecz w ostatniej chwili został przepchnięty przez spóźnionego Gabriela Matei. Sędzia jednak nie użył gwizdka mimo pretensji samego zainteresowanego. Cofnięci Zielono-Czarni sprawiali wrażenie, jakby chcieli dowieźć korzystny wynik do przerwy. Ich minimalizm został skarcony przez Jakuba Tosika w 40. minucie. Piękna bramka po koronkowej akcji rozpoczętej prostopadłym podaniem w pole karne, asysta Starzyńskiego ustawionego na prawym skrzydle, wykończenie z pierwszej piłki w postaci „bomby” pod poprzeczkę – seria zagrań idealna do pokazywania młodym adeptom futbolu. Ostatnie piętnaście minut trwało pod dyktando Miedziowych, którzy świetnie wykorzystali oddanie inicjatywy, równie pewnie wchodząc na boisko po przerwie.
Tempo meczu na początku drugiej połowy znacznie spadło. Przewaga Zagłębia nie malała, jednakże ze strony obu drużyn pojawiło się mnóstwo błędów. Lepsze okazje na wykorzystanie niedokładności miała ekipa przyjezdna. W 58. minucie stuprocentową sytuację zepsuł Krzysztof Janus, który z 20 metrów zdecydował się na techniczny strzał na długi słupek, a trzy minuty później Arkadiusz Woźniak po znakomitym podaniu w uliczkę dobrze dysponowanego Starzyńskiego, nie zdołał pokonać bramkarza Górnika. Gdyby nie Małecki, już dawno mogłoby być po meczu. W 64. minucie futbolówka znalazła się w siatce Zagłębia po strzale z przewrotki Bartosza Śpiączki, jednakże jej tor lotu minimalnie zmienił Leândro znajdujący się na spalonym odgwizdanym przez sędziego. W 74. minucie świetnie z piłką odwrócił się ponownie aktywny Śpiączka i bez zawahania oddał strzał na długi słupek, który o kilkadziesiąt centymetrów minął lewą stroną bramki.
Końcówka meczu to otwarta wymiana ciosów. W 87. minucie swoje „wejście smoka” miał Łukasz Piątek, jednakże w bezpośrednim pojedynku musiał uznać wyższość Małeckiego. Kolejny raz 26-letni golkiper udowodnił, że rozgrywa świetne spotkanie. Minutę później futbolówka przypadkowo odbiła się o rękę Adama Dźwigały znajdującego się we własnym polu karnym. Decyzja – rzut karny. Dość kontrowersyjny, jeśli przyjrzymy się z bliska całemu zajściu – piłka najpierw trafiła w udo, a następnie w okolice łokcia defensora będącego we wślizgu. Jedenastkę przestrzelił Woźniak, jednakże celna dobitka padła łupem Adama Buksy. Górnik nadal prowadził szalone ataki. Świetne dośrodkowanie Piotra Grzelczaka z niecałych 5. metrów zmarnował Łukasz Tymiński. Szybka kontra Zagłębia tuż przed końcowym gwizdkiem przyniosła kompletne dobicie drużyny Smudy. Na 1:3 wynik podwyższył Jarosław Kubicki mierzonym strzałem w lewy dolny róg bramki.
Ostatnia, 37. kolejka LOTTO Ekstraklasy, która ruszy w najbliższy piątek, dla Zagłębia będzie tylko formalnością. Z kolei Górnik musi wygrać z Ruchem Chorzów, który na sto procent wyląduje, co najmniej, w 1. Lidze, jeśli chce być pewien utrzymania. Jedno jest pewne – ekipa z Łęcznej po raz kolejny skończy sezon w dolnym czubie tabeli.