Odpuśćmy już sobie komentarz do sytuacji, która miała miejsce na początku lipca. Co się stało, to się nie odstanie i nie ma sensu dalej drążyć tematu. Po erze Marcina Kaczmarka, nadszedł czas Jerzego Brzęczka. Przejąć zespół po facecie który przez pięć lat robił dobrą robotę w klubie, to nie jest łatwe zadanie, tym bardziej że do pierwszego meczu o punkty masz zaledwie kilkadziesiąt godzin.
Mecz z Legią Warszawa miał miejsce 40-tego dnia rządów Jerzego Brzęczka w Wiśle Płock. Każdy kto poważnie taktuję piłkę nożną, wstrzymał by się od jakiejkolwiek oceny pracy trenera. W niecałe półtora miesiąca można co najwyżej poznać zespół, i to też nie do końca. Jestem zdania że trener na budowę zespołu, takiego jaki ma w głowie, potrzebuję pięć okienek transferowych. Mało który trener w naszej lidze ma taki komfort aby pracować przez taki okres w jednym klubie. Dla tego (między innymi), mamy ligę taką, jaką mamy.
Ale jakby się już uprzeć żeby coś napisać o ekipie z Płocka to że, jest jak … niedoprawiona zupa. Niby wszystkie składniki są, ale za każdym razem jak nabierze się trochę wywaru w łyżeczkę i próbuję, to odnosi się wrażenie że czegoś brakuję. I tak za każdym razem, dodajesz trochę tego i znów próbujesz, kręcisz głową- znowu coś nie gra. Pewnie trener Brzęczek przebiera nogami na myśl o przerwie zimowej. Będzie wtedy czas aby spokojnie popracować z zespołem, bo to co teraz jest najbardziej potrzebne Wiśle – to spokój i praca.
Start sezonu nie był rewelacyjny, ale nie był też wyjątkowo nieudany. Patrząc na pięć ostatnich lat, po sześciu kolejkach zdobycz punktowa wahała się w granicach 6-9. Na tą chwilę te 7 punktów to dobra pozycja wyjściowa. Kluczowe będą dwa kolejne spotkania, do tego wyjazdowe. Standardowo wypełniony stadion w Zabrzu i twierdza lidera z Lubina, to tereny które nie są uznawane za przyjazne dla gości. Ewentualne dwie porażki, to była by już seria 3 przegranych spotkań i prawdopodobnie miejsce na dnie tabeli. A tego w Płocku nikt nie chcę, tym bardziej z sezonu na sezon liga wydaję się coraz bardziej wyrównana i odskoczyć od czerwonych miejsc nie będzie łatwo. Dochodzi jeszcze fakt że w tym sezonie każda wygrana w sezonie zasadniczym to faktycznie trzy punkty, nie półtora jak to przerabialiśmy ostatnio.
Porównując kadrę z zeszłego sezonu do aktualnej, kilka ważnych ogniw zespołu opuściło książęce miasto Płock. To było jednak nieuniknione, kilku graczy po pierwszym sezonie pozostawiło po sobie naprawdę dobre wrażenie. Szymiński wyemigrował do włoskiego Palermo, a Wlazło do Białegostoku, z którym był łączony już w zimowym okienku. Najważniejszy cel został jednak osiągnięty, bowiem filar zespołu- Dominik Furman został pełnoprawnym Nafciarzem. Ba, do tego dyrektor sportowy – Łukasz Masłowski, wyczarował Damiana Rasaka, który z biegu pokazał że ma papiery na grę w ekstraklasie i że to kwestia czasu kiedy przerośnie tą ligę. Sądzę że gdyby Piotr Wlazło został i był w swojej optymalnej formie, miejsce w wyjściowej jedenastce nie było by takie oczywiste dla Dominika Furmana. Bo Damian i Dominik to bardzo podobny styl piłkarza, który musi mieć obok siebie gracza z parciem do przodu, jakie miał Piotr Wlazło. Okno transferowe nieuchronnie zbliża się do końca i warto było by zainwestować w kreatywnego ofensywnego pomocnika ( Nico Valera jeszcze nie zaprezentował się jako opcja do pierwszego składu) i konkurenta dla Seweryna Kiełpina. Nie oszukujmy się, Wisła Płock nie jest klubem pierwszego wyboru dla części piłkarzy, także na transfery można liczyć do ostatnich godzin okienka. Kasę zespołu z Mazowsza, znacznie uzupełniły pieniądze z transferu Wlazły, Szymińskiego i … Góralskiego ( Wisła miała zapewniony procent z ewentualnego transferu).
Jak pisałem wcześniej- praca i spokój, jednocześnie trzeba pamiętać o tym by zbierać punkty. Gra zespołu z Płocka pomału, ale raczej się zazębia. Wydaję się że potrzeba impulsu, jakim w poprzednim sezonie był mecz na Łazienkowskiej (2:2), żeby odpowiednie tryby zadziałały i maszyna ruszyła z kopyta.