Po meczu z Chile na pewno nie ma co się załamywać, ale nie da się ukryć, że dla każdego kibica reprezentacji musiało to być bardzo irytujące spotkanie. Szczególnie po przerwie odezwały się stare demony, które nie dają Adamowi Nawałce spokoju.
Po pierwsze – znów kadra po mocnym początku i objęciu prowadzenia oddaje rywalowi pole, daje się zepchnąć bardzo głęboko i w konsekwencji nadziewa się na ciosy. Mecz ze Szwajcarią na Euro czy eliminacyjne spotkania z Kazachstanem i Danią – kilkukrotnie już ten scenariusz przerabialiśmy, prawda? Szkoda, że ten błąd wciąż się powiela, bo o ile w meczach takich jak te wspomniane przed chwilą, o bardzo dużą stawkę, można takie założenia jeszcze próbować rozumieć, tak w zwykłym sparingu z nie pierwszym przecież garniturem Chile ciężko jakoś argumentować taką taktykę naszych piłkarzy.
Po drugie – brak komunikacji. Szczególnie pokazała to pierwsza bramka. Duża pasywność, brak doskoczenia do Chilijczyka szykującego się do dośrodkowania, a potem w polu karnym mniej więcej dwa hektary wolnej przestrzeni dla Valdesa. Zresztą najlepiej to pokazują dyskusje mające na celu ustalić kto bardziej przy tym golu zawalił: Pazdan, Bednarek czy może Linetty. Prawda jest taka, że całej trójce zabrakło po prostu odpowiedniego krótkiego komunikatu dotyczącego tego, kto kim ma się w tej sytuacji zająć.
Po trzecie – trójka z tyłu. Rozumiem miłość Adama Nawałki do włoskiej piłki i tego ustawienia, ale niestety mimo jego szczerych chęci raczej nie da się tego skutecznie przełożyć na naszą reprezentację. Albo inaczej – na pewno nie da się tego zrobić w ciągu nieco ponad tygodnia jaki dzieli nas od pierwszego meczu w Rosji. Szczególnie przy sytuacji Kamila Glika brakuje nam do tego wykonawców. Jeśli ten mecz miał dać jakieś odpowiedzi, to myślę, że właśnie powinien zakończyć dywagacje na temat doboru formacji.
To jednak nie znaczy, że ten sparing nie przyniósł żadnych pozytywnych wniosków, bo ich też było co najmniej kilka. Jan Bednarek wszedł do pierwszego składu z biegu i bardzo dobrze się w nim odnalazł, dając wręcz mniej wątpliwości niż jego partner z bloku defensywnego Michał Pazdan. Jakub Błaszczykowski znów pokazał, że niezależnie od sytuacji klubowej w kadrze jest po prostu kozakiem, który zawsze daje odpowiednią jakość. Bardzo na plus pokazał się Łukasz Teodorczyk, który aktywnie dawał kolegom szanse rozegrania. Powinien też mieć na koncie asystę, ale jego świetne podanie zmarnował Arkadiusz Milik. Dobrze funkcjonował też środek pola. Jeden z lepszych swoich meczów w kadrze zagrał Karol Linetty, znów na kierownicy odpowiedni poziom zapewnił Piotr Zieliński. W drugiej połowie gorzej co prawda wyglądał Grzegorz Krychowiak, ale w pierwszej to był występ klasowy, jak z najlepszych czasów w Sevilli.
Nie ma co załamywać rąk, bo doświadczenie nam pokazuje, że do ostatnich sparingów przed turniejem nie ma co przykładać zbytniej wagi. Wystarczy przypomnieć ostatnie dwa mecze przed Euro 2016, z Holandią i Litwą, po których spora część kibiców głośno mówiła o tym, że drży o awans z grupy. Jak było na samym turnieju wszyscy już doskonale wiemy.