Często możemy czytać, że powoli Ekstraklasa staje się „za mała” dla danego piłkarza. Często jednak, mimo nie najwyższego przecież poziomu rozgrywek, okazuje się to opinią na wyrost, a dany piłkarz po kilku niezłych meczach wraca do marazmu. To wszystko zupełnie nie dotyczy Szymona Żurkowskiego.
Pomocnik Górnika meczem z Lechem pozamykał usta wielu krytyków. Narzekano, że nie ma w nim takiego błysku jak w tamtym sezonie, przepowiadano też, że po kontuzji będzie grał w sposób dużo bardziej zachowawczy. Nic z tych rzeczy. Żurkowski w starciu z Kolejorzem utrzymywał się półkę ponad resztą piłkarzy, czego najlepszym potwierdzeniem był fenomenalny gol z dystansu. Cud, miód, orzeszki. Ręki bym sobie nie dał uciąć za to, że wiosną jeszcze będziemy go oglądać w naszej lidze.
Nasza jedenastka kolejki ustawiona jest na wskroś ofensywnie, ale to bez przypadku. Cała trójka ustawiona z przodu zaliczyła w ten weekend po dwa gole, a najbardziej imponujący był występ Patryka Lipskiego. Oczywiście trzeba pamiętać, że rywal Lechii nie był nad wyraz wymagający, ale 24-latek pokazuje w tym sezonie poziom, którym kilka lat temu przedstawił się całej lidze. Cichym wygranym trwającej kadencji Zbigniewa Smółki wydaje się Maciej Jankowski. Co prawda nie ma on miejsca w podstawowym składzie, często wchodzi z ławki, ale zyskał to czego brakowało mu w ostatnich sezonach – skuteczność. Tak było też z Zagłębiem – dwie sytuacje i dwa zdobyte gole. Jesus Imaz co raz mocniej pracuje na przydomek „Mr Derby”. Drugi mecz z rzędu na stadionie Cracovii, drugi z rzędu dublet.
Najgorszy możliwy moment na pierwszy słabszy występ w barwach Cracovii „wybrał” sobie Maciej Gostomski. Przy obu golach Imaza mógł zachować się dużo lepiej, a druga bramka to był po prostu nieco przyspieszony gwiazdkowy prezent dla Hiszpana. Teraz może mu być trudno odbudować sobie dobre imię wśród kibiców Cracovii.
Dosyć spokojny był to sezon pod względem pracy trenerów, wszyscy więc zastanawiali się kiedy karuzela w końcu się rozkręci. Po tej kolejce chyba ruszyła na dobre. Trenerów zmieniają Wisła Płock i Zagłębie Sosnowiec. Oba zespoły przegrały w miniony weekend bardzo dotkliwie ostatecznie spuszczając gilotynę na Dariuszów – odpowiednio Dźwigałę i Dudka. Specjalne wyróżnienie dla Arkadiusza Jędrycha, który przejął od Piotra Polczaka pałeczkę tego, który w meczu musi zrobić jakiegoś sporego babola.
Oddzielny akapit należy się też Arkadiuszowi Piechowi, który postanowił pokazać swoje umiejętności sztuk walki, a za worek treningowy posłużył mu Artur Jędrzejczyk. Nie wiem co było gorsze – sam faul Piecha czy jego zachowanie już po otrzymaniu czerwonej kartki. Oba były bowiem niezwykle żenujące. Słówko na koniec też o Zlatko Janjiciu, który delikatnie mówiąc nie ma w sobie skuteczności pokroju Grzegorza Piechny.
Tytuł piłkarza kolejki dzielony pomiędzy Patryka Lipskiego i Jesusa Imaza. Lipski może pokazał nieco więcej fajerwerków, ale jednak należy docenić także ciężar gatunkowy jaki miały bramki Hiszpana. Najlepszy mecz rozegrano w Zabrzu, gdzie Lech zdołał wyszarpać gospodarzom punkt. W tym spotkaniu padł także gol kolejki. Absolutnie fenomenalne uderzenie w wykonaniu Szymona Żurkowskiego.