Mimo dobrego początku sezonu, lubinianie zaczynają dryfować w dół tabeli. Czwarta porażka z zespołu stała się faktem, choć Zagłębie nie wyglądało aż tak tragicznie, jak w ostatnich kolejkach.
Gospodarze rozkręcili się jednak dopiero w drugiej połowie, gdyż w pierwszych 45 minutach przy rubryce „strzały” widniała liczba 1.
Ta sama liczba widniała w rubryce „Legia Warszawa – gole”. Rzut rożny, zamieszanie w polu karnym w którym najlepiej odnalazł się William Remy. Legioniści nie cofnęli się, wyczuwając słabość rywala i chcąc go jak najszybciej dobić, brakowało jednak konkretów.
Zagłębie w drugiej połowie w końcu zaczęło grać w piłkę. Strzelał Jagiełło, strzelał Dąbrowski, jednak na tablicy wyników wciąż widniało 0:1. Swoje akcje miała też Legia – piłka po uderzeniu Carlitosa wylądowała na słupku, a dobitka Hlouska na poprzeczce. Mogło być 1:1, mogło być 0:2, skończyło się jednak 0:1. Legia wskakuje na pozycję wicelidera, a Zagłębie? Jakby to powiedział Pan Stonoga – szkoda gadać, szkoda… Pozytywy? W drugiej połowie gra Miedziowych nie wyglądała żałośnie. Jak na ostatnie ich wyczyny – to jest już progres.