Jedenasty kolejny mecz bez zwycięstwa. Jeśli przegrywasz u siebie z drużyną, która na wyjazdach prezentuje się tragicznie (3 przegrane w tym roku, 0 strzelonych bramek), to już wyraźny sygnał, że jest z Tobą źle. Z Arką jest źle.
Pierwszy sygnał, że ten mecz może nie potoczyć się po myśli gdynian dostaliśmy już po kilku minutach, gdy sędzia wskazał na wapno. Patrzymy na powtórkę – faul ewidentny, sędzia jednak podbiega sprawdzić sytuację na VARze. Karny został odwołany, gdyż… w środku boiska Michał Chrapek przyjął sobie piłkę ręką. Dziwne w całej sytuacji było tylko to, że oglądając powtórkę ręki… sędzia w tej akcji stał zaraz obok Chrapka i wykonał gest w stylu „widzę, widzę, gramy dalej”.
No i to była jedyna ciekawa sytuacja pierwszej połowy. Serio. Statystyki były bezlitosne – przez 45 minut obie drużyny oddały łącznie jeden celny strzał.
Ale w drugiej połowie… łohoho, wtedy to się działo. Jakub Łabojko w 60.minucie popisał się klasycznym polskim centrostrzałem. Certyfikat Grzegorza Bonina przyznany, Śląsk wyszedł na prowadzenie.
Arka rzuciła się do odrabiania strat? No nie. Gospodarze grali taką samą padakę, jaką grali, Czy Śląsk grał lepiej? No niespecjalnie, ale nie musiał. Arkowców golem na 0:2 dobił Tarasovs.