Pamiętacie lekcje plastyki, muzyki albo w-fu w szkole? Z każdego z tych przedmiotów niby trzeba było pokazać chociaż ciut zaangażowania, by mieć dobrą ocenę, ale tak naprawdę nie przychodziło to z praktycznie żadnym większym trudem. Mniej więcej tak dla Cracovii wyglądał dzisiejszy mecz z Arką.
Pasy od początku miały na to spotkanie konkretny plan i konsekwentnie go realizowały, co było tym łatwiejsze, że nie napotkały one zbyt dużego oporu ze strony swoich rywali. To mogło też po części być powodem tego, że pierwsze trzydzieści minut było ekstraklasowym granie z kategorii, którą są w stanie wytrzymać tylko najwierniejsi fani naszej ligi. Rekompensata przyszła jednak właśnie po pół godzinie, bo wtedy Cracovia dała pokaz starej dobrej krakowskiej piłki. Kilka podań z pierwszej piłki, w szybkim tempie, bardzo dobre dośrodkowanie van Amersfoorta i pewne wykończenie Rafaela Lopesa. Portugalczyk w tym sezonie przyzwyczaił do tego, że jeśli ma w meczu bardzo dobrą okazję, to z reguły z niej korzysta. Nie inaczej było dzisiaj. Lopes nie jest jednak najlepszym strzelcem w zespole, bo prezent od obrońców Arki w doliczonym czasie gry pierwszej połowy wykorzystał Sergiu Hanca, który skutecznie wykonał rzut karny podyktowany po wyjątkowo głupim faulu na Davidzie Jablonskym.
Zapowiadało się więc, że druga połowa będzie swego rodzaju pasiastą sielanką i tak w rzeczy samej było. Cracovia widząc, że nie musi specjalnie angażować w grę 100, a nawet 80, procent swoich sił po prostu nie nadwyrężała się na siłę, a mimo tego rywal nie był w stanie w praktycznie żaden sposób jej zagrozić. Arka miała co prawdę okazję Fabiana Serrarensa, ale wyniknęło to bardziej z przypadku, aniżeli było konsekwencją jakichś zmasowanych ataków. Zresztą strzał napastnika gości bardziej niż bramce Cracovii zagroził pracującemu za nią operatowi kamery. Grę niemal treningową gospodarze prowadzili praktycznie do końca meczu, by w doliczonym czasie gry jeszcze poprawić swój wynik po ładnej główce van Amersfoorta. Po tym trafieniu rozluźnienie było już aż zbyt duże, co poskutkowało honorowym golem dla Arki w wykonaniu Szkirtladze.
Całkiem nieźle funkcjonował środek pola Pasów, mimo nieobecności pauzującego za kartki Janusza Gola oraz sprzedanego do Pogoni Szczecin Damiana Dąbrowskiego. Ten drugi, wraz z Marcinem Budzińskim, otrzymali przed meczem uroczyste pożegnanie od prezesa Janusza Filipiaka i całego stadiionu. Sam Michał Probierz przyznawał, że Dąbrowski stał się poniekąd ofiarą przepisu o młodzieżowcu. To nakłada dosyć dużą presję na Sylwestra Lusiusza, który gra w jego miejsce, ale 20-latkowi należy oddać, że z meczu na mecz co raz bardziej się rozkręca. Nie są to co prawda spektakularne występy, ale Lusiusz pozwala dostrzegać swoje atuty.
Pasy przed przerwą reprezentacyjną czeka wyjazd do Poznania, gdzie korzystny rezultat może pozwolić na mocne przyklejenie się do ligowej czołówki. Arka u siebie podejmie Górnika Zabrze i będzie grała o to, by na przerwę nie udawać się w pogrzebowych nastrojach.