W sobotnim hicie PKO Ekstraklasy Legia Warszawa przegrała 1:2 z Lechią Gdańsk. Wicemistrzowie Polski wyszli na prowadzenie jako pierwsi, jednak podopiecznym Stokowca udało się odwrócić losy spotkania.
W pierwszej połowie byliśmy świadkami płynnego, żywego meczu. Tempo spotkania było wysokie na skutek szybkiej gry na jeden lub dwa kontakty przez obie strony. Grę prowadziła Lechia, długo utrzymując się przy piłce i atakując głównie z bocznych stref boiska. Legia po przejęciu piłki szybko przenosiła się pod pole karne Kuciaka i oddała kilka groźnych strzałów. Gole padły jednak po stałych fragmentach gry. W 12. minucie czwartą bramkę w sezonie po rzucie rożnym zdobyła Legia, a konkretnie Wieteska. W 38. minucie Lechia wyrównała wynik spotkania. Haraslin posłał piłkę w pole karne z autu, a tam odnalazł się Nalepa. Przed gwizdkiem do szatni swoje szanse mieli również Fila i Nagy, jednak na wysokości zadania stanęli golkiperzy Legii i Lechii.
W drugiej połowie Lechia ponownie wykorzystała aut. W 52. minucie Haraslin wyrzucił krótko piłkę do Fili, a ten dośrodkował w pole karne. Futbolówkę przedłużył Sobiech, a następnie z niewielkiej odległości Majeckiego pokonał Augustyn – na tablicy wyników 1:2. Od tego momentu tempo spotkania spadło; gra była bardziej szarpana. Lechia oddała piłkę Legii i ustawiła szyki obronne na swojej połowie. Biało-Zieloni od 62. minuty musieli radzić sobie bez Michała Nalepy, który na skutek nieudanej przewrotki Kante opuścił boisko ze złamanym nosem, a na pozycję stopera cofnięty został Kubicki. Wicemistrzowie Polski próbowali przełamać defensywę Lechii i stworzyli sobie kilka groźnych sytuacji. Najbardziej aktywny był Kante, a po jednym z rzutów rożnych strzał Wieteski wylądował na poprzeczce. Zabrakło jednak konkretów – Legia nie potrafiła zadać Lechii skutecznego ciosu i koniec końców musiała uznać wyższość gdańszczan.
Dzisiejsze spotkanie udowodniło, jak ważnym elementem są stałe fragmenty gry. Lechia wygrywa czwarte spotkanie z rzędu i obejmuje pozycję lidera.