Jeszcze do niedawna zastanawiano się, czy ŁKS straci więcej goli, niż Zagłębie Sosnowiec rok temu. Zastanawiano się nie tyle, czy ŁKS spadnie, co kiedy straci matematyczne szanse. A tu bach, 3 mecze, 7 punktów i pomimo że łodzianie wciąż są w strefie spadkowej, to w serca kibiców i piłkarzy wlano sporą dozę optymizmu.
Po raz pierwszy od inauguracji ligi ŁKS zagrał na zero z tyłu. W sobotę ŁKS prawdopodobnie zagrał najlepsze spotkanie po powrocie do Ekstraklasy. Znowu strzelił Ramirez, strzelił też Guima. Pyrdoł i Trąbka z meczu na mecz wyglądają coraz lepiej.
W ekipie Rakowa widać było brak Browna Forbesa, który jest kluczową postacią beniaminka. Zastępujący go Musiolik… zawiódł na całej linii. Miał kilka naprawdę świetnych okazji, jednak za każdym razem pokazywał, że jego passa ponad 500 minut bez gola i asysty nie wzięła się znikąd. Najpierw w sytuacji sam na sam strzelił prosto w Arkadiusza Malarza. Kolejną dobrą sytuację miał po strzale głową, jednak podobnie – prosto w bramkarza.
ŁKS mógł wygrać nawet i 3:0, ale w końcówce meczu gospodarze zmarnowali rzut karny.
Można porażkę zwalać na brak Browna Forbesa, jednak… uzależniać punkty tylko od gry jednego zawodnika? Poza tym… ŁKS był wyraźnie lepszy. Po trzech kolejkach zastanawiano się, czy łodzianie mogą namieszać i wejść do górnej ósemki. Teraz nie ma co szaleć aż tak, ale… utrzymanie łodzian wydaje się być coraz mniej absurdalną wizją.