Cracovia na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni przegrała cztery ligowe mecze z rzędu – tak złej serii jeszcze za kadencji Michała Probierza nie miała. Nie dziwne więc, że przy Kałuży wszyscy główkują na tym, w jaki sposób piasek dostał się do trybów, które do tej pory działały niemal wzorowo. Zwłaszcza, że nie chodzi o kilka przypadkowych ziarenek, a prędzej całą betoniarkę.
Wyjaśnienie takiej sytuacji jest zadaniem o tyle trudnym, że ciężko jej symptomów szukać nawet jeśli spojrzymy na sam początek rundy wiosennej. Mecz w Gdyni? Okej, bez fajerwerków, szczególnie w pierwszych minutach, ale po zdobyciu gola na 1-0 Pasy w pełni kontrolowały ten mecz i ani na moment spod tej kontroli go nie wypuściły. Wygrana nad Lechem? Pierwsze dwadzieścia minut było wręcz imponujące, potem godna pochwały była konsekwencja i determinacja w dążeniu do odwrócenia niekorzystnego wyniku. Krótko mówiąc, to była Cracovia taka, do której sama zdążyła przyzwyczaić – może postronni obserwatorzy nie będą jej non stop oklaskiwać, ale była ona do bólu konkretna, co przynosiło wymierne efekty. Dlaczego więc to wszystko się tak spektakularnie posypało?
Odpowiedź może być krótsza niż się niektórym wydaje. Konkretnie trzyliterowa. Oczywiście, sprowadzenie wszystkich problemów Cracovii wyłącznie do Janusza Gola może wyglądać na spore uproszczenie sprawy, ale szkopuł w tym, że właśnie nie za bardzo jest. Gol od momentu podpisania kontraktu jest dla Cracovii nieoceniony, dość powiedzieć, że w ciągu tych niespełna dwóch lat w klubie opuścił on jedynie cztery ligowe mecze, z czego trzy to była kwestia zawieszenia za nadmiar żółtych kartek. Kiedy tylko Gol był w stanie biegać, to zawsze grał, nawet z podejrzeniem złamania palca u stopy. Charakter charakterem, za to oczywiście wielki szacunek, ale paradoksalnie jednak, końskie zdrowie kapitana mogło okazać się dla Pasów trochę zgubne.
Trudno bowiem znaleźć w naszej lidze zespół tak bardzo zależny od jednego zawodnika, jak to jest w przypadku drużyny Michała Probierza, która jest po prostu januszogolocentryczna(nie, jeszcze nie opatentowałem tego terminu). Ja rozumiem, że taka jest rola lidera i sam jestem zdania, że Gol w pełnej dyspozycji to jeden z najlepszych piłkarzy Ekstraklasy, że czuciem gry mógłby obdarzyć ¾ ligi, że dawno powinien wrócić do reprezentacji. Rzecz w tym, że nie jego winą jest to, że w przypadku takim jak teraz, kiedy gra musząc męczyć się z jakimś nieprzyjemnym wirusem, drużyna nie ma w zasadzie żadnego planu B, aby radzić sobie, kiedy kapitan ma słabszy moment. Dziwi mnie, że Michał Probierz, czyli człowiek obdarzony sporym sprytem i trenerskim nosem, pozwolił na to, że w zasadzie cała gra jego drużyny zależna jest od dyspozycji 34-latka, jakkolwiek duża by jego klasa piłkarska nie była. Szczególnie, że dzwonek ostrzegawczy dawał mu już znać o problemie przynajmniej kilkukrotnie, a w końcówce 2019 roku, kiedy Cracovia bez Gola nie była w stanie złożyć składnej akcji przeciwko grającej w 9-tkę Koronie, zmienił się wręcz w syrenę alarmową.
Inną sprawą jest to, że w trzecim kolejnym sezonie Cracovia na pewnym etapie sezonu przeżywa kryzys. Tak było na początku dwóch poprzednich rozgrywek(odpowiednio 6 i 7 punktów w pierwszych 10. kolejkach sezonów 17/18 i 18/19), tak było też na początku rundy mistrzowskiej w zeszłym roku, kiedy Pasy na start zaliczyły trzy kolejne porażki. Za każdym razem Michał Probierz był jednak w stanie tę drużynę pozbierać i coś mi podpowiada, że da radę to zrobić i tym razem, bo kto jak nie on? Szczególnie, że mimo wszystko, ten sezon wciąż może być dla Cracovii czymś, czego przy Kałuży nie widziały pokolenia. Do ugrania cały czas jest ligowy medal, podobnie ma się sprawa z Pucharem Polski. Patrząc jednak perspektywicznie, szkoleniowca Pasów czeka jedno ciężkie zadanie.
Parafrazując klasyka, Probierz musi zadać sobie jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie.
Co robi złego, że co roku musi wyciągać drużynę z kryzysu?
A potem przestać to robić.