statystykijagwpł

Wesoły mecz w ponury poniedziałek

Poniedziałkowy mecz kojarzy się kibicom z paździerzowym występem, w którym piłkarze grają, jakby dostali karę i muszą ją odbębnić. Piłkarze Jagiellonii i Wisły Płock postanowili obalić ten mit. 7 goli, piękne akcje, efektowne strzały, niekonwencjonalne asysty. Działo się naprawdę sporo. Kto oglądał ten mecz, nie miał prawa narzekać na emocje. Mniej zadowoleni będą obrońcy jednych i drugich, ale poza ludźmi związanymi z Wisłą Płock, nikt nie powinien nad tym ubolewać. 

Pierwszy gol padł w dość ciekawych okolicznościach. Rzut wolny tuż przy linii 16. metra, wydaje się że to idealna okazja do strzału. Martin Pospisil miał jednak inny pomysł – podał piłkę obok muru prosto pod nogi Jakova Pjulicia, który skrzętnie wykorzystał zaskoczenie przeciwnika. „Nafciarze” nie zdążyli się otrząsnąć po pierwszym straconym golu, a musieli po raz drugi wyciągać piłkę z siatki. Pyrdoł holował piłkę tak długo, aż Prikryl ją zabrał, a on wiedział co z nią zrobić. Ściągnął do siebie obrońców rywala, dzięki czemu mógł podać do niepilnowanego Jesusa Imaza, który strzelił piątego gola w tym sezonie. Mogło być nawet 3:0, ale Kamiński wyszedł zwycięsko w pojedynku z Mystkowskim. Goście próbowali oczywiście odpowiedzieć, ale nie były to konkretne sytuacje. Chyba najbliżej był Uryga, gdy po jego strzale głową piłka przeleciała nad bramką Węglarza. Poza tym w pierwszej połowie bramkarz Jagiellonii mógł spać spokojnie.

Piłkarze Wisły mieli najpewniej wyciągnąć wnioski, spróbować strzelić bramkę kontaktową, ale coś nie wyszło. Po 15 sekundach od wznowienia gry, Jagiellonia strzeliła trzeciego gola. Znowu asysta Prikryla, znowu gol Pjulicia, choć po raz pierwszy w takiej kombinacji. Martin Pospisil nie chciał być gorszy i szybko dopiął swego zaliczając drugą asystę. W tym sęk, że jego zagranie dało szansę Kocyle, który trafił po raz pierwszy w tym sezonie ligowym. Dosyć nieszczęśliwe zagranie Czecha, które jednak można było uniknąć. Młody pomocnik Wisły miał podwójne szczęście, zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Wracając do własnej bramki Kocyła sfaulował pędzącego Prikryla, który miał przed sobą wyłącznie Kamińskiego. Na całe jego szczęście, sędzia Sylwestrzak upomniał go żółtą kartką. Gdyby jednak pokazał czerwoną, na pewno by mógł się z tej decyzji obronić. „Nafciarze” mieli szansę na bramkę kontaktową, ale strzał Cabrery obronił Węglarz. Szybka odpowiedź gospodarzy, a konkretnie Pjulicia, też nie zakończyła się bramką. Chwilę później był jednak rzut rożny i Martin Pospisil ładnym strzałem strzelił czwartego gola dla „żółto-czerwonych”. Chwilę potem była kolejna bramka dla gospodarzy. Hat-trick Pjulicia, hat-trick asyst Prikryla, a to wszystko po pięknej klepce. Znakomita atmosfera miała prawo się udzielić miejscowym, przez co poziom koncentracji niebezpiecznie spadł. Wykorzystała to drużyna z Płocka, która zdołała wcisnąć drugiego gola. Węglarz dwoił się i troił, ale przy dobitce Rasaka był bezradny. Tak jak defensywny pomocnik „Nafciarzy” nie mógł strzelić żadnej bramki w swoich pierwszych 86 występach w Ekstraklasie, tak w ciągu pięciu kolejnych występów trafił dwukrotnie. Emocji do końca meczu za wiele nie było. Wyróżnić należy potrójną interwencję Węglarza z końcówki meczu, która pokazała, że rezerwowy bramkarz Jagiellonii nie chce wracać na ławkę po zakończeniu rekowalescencji Pavelsa Steinborsa. Jagiellonia utrzymała 8. miejsce, która zajmowała przed przerwą na reprezentację. Wisła Płock za to spadła na 13. lokatę, a przewaga nad ostatnim miejscem zmniejszyła się do trzech punktów. Drużyna z Płocka na własnym stadionie podejmie sąsiada z ligowej tabeli, czyli Cracovię. Jagiellonia zaś pojedzie do Mielca, aby zniwelować tzw. efekt nowej miotły.