Ćwierćfinałowy mecz Pucharu Polski mógł wlać trochę optymizmu w serca kibiców Cracovii, nawet pomimo świadomości, że było to starcie z dużo niżej notowanym rywalem. Pasy po raz pierwszy w 2021 roku pokazały się z całkiem przekonującej strony, a duża była w tym zasługa dobrego występu obu skrzydłowych – Daniela Pika i Jakuba Koseckiego.
Ogromnym problemem zespołu Probierza w tym roku jest apatyczność jeśli chodzi o kreowanie sytuacji. Wystarczy spojrzeć na statystyki strzałów z tegorocznych meczów Cracovii.
Dane z portalu EkstraStats:
5 strzałów(2 celne) z Wartą Poznań
2 strzały(0 celnych) z Pogonią Szczecin
10 strzałów(5 celnych) z Podbeskidziem Bielsko-Biała
10 strzałów(5 celnych) ze Stalą Mielec
12 strzałów(3 celne) z Zagłębiem Lubin
Łącznie Cracovia oddała więc 15 celnych strzałów w pięciu meczach. Nazwać to statystyką słabą byłoby sporym niedopowiedzeniem. A jeśli dodamy do tego fakt, że jednym z tych strzałów był obroniony przez Dominika Hładuna rzut karny Pellego van Amersfoorta, to mamy nawet jeszcze dobitniejsze dopełnienie wiosennego dramatu. Nie ma strzałów, więc nie ma bramek. Nie ma bramek, więc siłą rzeczy ciężko o zwycięstwa i punkty. Dodając szybko dwa plus dwa, szybko można wywnioskować skąd taka, a nie inna, pozycja drużyny w tabeli. Dla porównania, w samym meczu pucharowym w Chojnicach Pasy oddały 8 celnych strzałów, a więc ponad połowę całego wiosennego dorobku. Nawet mając na uwadze, że było to starcie z drużyną występującą dwie ligi niżej, ta statystyka daje pewien obraz, że może jest jakaś recepta na tą bardzo dokuczliwą dolegliwość.
Możliwe, że będą nią nieco odświeżone skrzydła, w osobach Jakuba Koseckiego i Daniela Pika. Ta para pierwszy raz wystąpiła razem na boisku i momentalnie były tego namacalne efekty – pierwszy zaliczył asystę i miał udział właściwie przy każdym z goli Cracovii, drugi właśnie jedną z bramek dołożył. Transfer Koseckiego wywołał bardzo mieszane odczucia wśród kibiców ze stadionu przy Kałuży(a także, nie będę tego ukrywał, u niżej podpisanego), wynikające przede wszystkim z niezbyt optymistycznie wyglądających statystyk minut spędzonych na boisku przez niego w tym sezonie w Turcji i faktu, że ostatni raz na boisku pojawił się pod koniec grudnia. W pucharowym starciu pokazał jednak, że wciąż ma w sobie atuty, z których można było go pamiętać z czasu jego dwóch poprzednich pobytów w Ekstraklasie. Regularnie urywał się obrońcom, wchodził w pojedynki jeden na jeden, tworzył przewagę i kreował sytuacje kolegom. Tego Pasom po prostu bardzo brakowało w ostatnich meczach. W wywiadzie po meczu Kosecki przyznał z kolei, że kulisy jego odejścia z Adany były podyktowane bardziej względami organizacyjnymi niż czysto sportowymi, a sam jest jeszcze na etapie dochodzenia do pełnej dyspozycji. Jeśli rzeczywiście tak jest i 30-latek będzie w stanie przełożyć to, co pokazał w Chojnicach na mecze ligowe, to może bardzo pomóc w wyciągnięciu zespołu z dołka.
Daniel Pik z kolei jest zawodnikiem, który od swoich pierwszych minut w pasiastej koszulce zyskał sympatię kibiców właśnie cechami, które wymieniłem już przy jego starszym koledze. Momentami fani domagali się wręcz większej liczby szans dla niego, jakby wyczekując, że jego przebojowość może dać drużynie coś ekstra. Dobrze prezentował się w swoich wiosennych wejściach, a sam Michał Probierz także mocno wierzy w jego potencjał. To zresztą on ściągał go do Cracovii w styczniu 2018 roku i już trzy miesiące pół dał mu zadebiutować w Ekstraklasie. Później jednak niestety ze względu na kolejne kontuzje, Pik więcej czasu musiał spędzić na dochodzeniu do zdrowia niż walce o miejsce w składzie, ale nastawienie trenera do jego osoby się nie zmieniło, nawet pomimo czerwonej kartki, trzeba uczciwie przyznać trochę pechowej, złapanej w meczu z Zagłębiem Lubin.
Oczywiście za wcześnie żeby twierdzić, że właśnie ta dwójka magicznie odmieni jakość gry Cracovii, bo zdecydowanie jeden mecz z drugoligowcem, nawet tak pozytywny, nie jest jeszcze żadnym wyznacznikiem. Ale wreszcie w ciemnym tunelu, jakim jest wiosenna gra Pasów, zaczęły migać jakieś małe światełka. Teraz rzecz w tym, żeby w kolejnych ligowych starciach intensywność ich świecenia wzrastała, by Pasy jak najszybciej wydostały się z szamotaniny w dole tabeli, do której same zresztą na własne życzenie weszły.