A więc stało się, Legia ma autostradę do mistrzostwa i wydaję się, że będzie to jeden z najłatwiejszych tytułów ostatnich lat.
Ta kolejka nas nie rozpieszczała, ale mecz we Wrocławiu był nawet przyjemny. Choć padła tylko jedna bramka i to po rajdzie Wszołka przez pół boiska, to przynajmniej coś się działo. Znów błyszczał Kapustka, a gospodarzom sytuacje stwarzali Pich i Scalet. Lavicka ustawił drużynę trochę defensywnie, ale ostatecznie poległ. Do zdobycia bramki mecz był bardzo wyrównany, co pokazują statystyki, a z obrazu całych 90 minut, można by się skłonić bardziej w stronę Śląska. Czyste konto Legioniści zawdzięczają w znacznej mierze Wietesce, który dobrze czytał się i często interweniował.
Jak widać jest życie bez Luquinhasa. Na boisko powrócił też Pekhart, ale nie zaliczy tego występu do udanych, bo zmarnował bardzo dobrą okazję. Może się podobać ogrywanie nowej formacji przez Czesława Michniewicza, a także wyjście od początku młodego Włodarczyka. Nawet kibice Śląska mogą patrzeć z optymizmem, bo choć ich drużyna nie zachwyciła, to widać poprawę gry w stosunku do pierwszych spotkań tego roku. Wciąż jednak brakuje lidera środka pola, który wiązałby wszystkie formację i kreował akcję, a także skutecznego napastnika.
Za tydzień wrocławianie pojadą do Krakowa walczyć o punkty z Cracovią, a warszawiacy podejmą u siebie Wartę Poznań.