Dobry to był mecz. I to bez sarkazmu. Oczywiście nie zabrakło ligowego dżemiku (choćby pudło Gutkovskisa), ale ogólnie mogliśmy obserwować dobre tempo i miłe dla oka spotkanie.
Od pierwszego gwizdka mogliśmy obserwować wymianę ciosów. Piłka wpadła nawet do bramki gospodarzy już w 4 minucie, ale sędzia zauważył spalonego i bramki nie uznano. Na pierwsze trafienie czekaliśmy więc do 31 minuty, kiedy to dla Rakowa strzelił Tijanić. Kilka minut później Savić skutecznym zwodem zmusił Arsenicia do sfaulowania i sędzia podyktował rzut karny. Jedenastkę na gola zamienił Frydrych i wydaje się, że w końcu Wiślacy mają skutecznego egzekutora tych stałych fragmentów. Stuprocentową sytuację przed przerwą miał jeszcze Medved, ale tylko Słoweniec nie wie jakim cudem tego nie wykorzystał. Po przerwie prowadzenie i trzy punkty dał gościom Cebula.
Podopieczni Marka Papszuna mogą więc czuć satysfakcję. Utrzymali podium i spokojnie mogą walczyć o puchary. Boleć może jednak brak napastnika, bo Gutkovskis po raz kolejny zmarnował stuprocentową sytuację i to na pustą bramkę. Wygląda na to, że Raków wyciągnął wnioski i nie zamierza już tracić głupio punktów.
W szeregach Wisły nie ma raczej wielkiego zadowolenia, ale po spotkaniu można wyciągnąć kilka pozytywów. W końcu gra wyglądała lepiej i były stwarzane sytuacje. Niestety indywidualne błędy i brak jakości u poszczególnych zawodników nie pomógł. Kibicom z Krakowa pozostaje więc liczyć na dobre wyniki i sprawianie niespodzianek, a w po sezonie dobre transfery.