Rozpędzona Legia miała bez problemu rozbić pogrążonego w marazmie ostatnio Lecha, jednak ten w nowym ustawieniu i z tymczasowym trenerem się postawił. Oba zespoły jednak zawiodły prezentując niezbyt ciekawe widowisko.
Rozpędzona Legia, która w poprzednich spotkaniach niemal od pierwszych minut zjadała swoich rywali spotkała się z murem. Kolejorz w nowym ustawieniu z trójką stoperów (analogicznie zagrała Legia) świetnie odciął ofensywne wahadła warszawian, dobrze też współgrał nowy środek pola z Kvekveskirim i Karlstromem. Goście mieli przewagę i tworzyli więcej sytuacji, jednak bez skuteczności. Gospodarze starali się kontrować, jednak oba zespoły w pierwszej odsłonie spotkania oddały tylko po jednym strzale.
Po przerwie oba zespoły zwiększyły tempo gry, próbował Pekhart, próbując wykorzystać błąd obrony Lecha, jednak van der Hart nie dał się zaskoczyć, Lech tez miał swoje okazje, jak ta Ishaka, który w idealnej sytuacji uderzył wolejem po świetnym dośrodkowaniu ponad bramką. Swoje okazje miał też Kamiński, dobrze w środku pola rozgrywał Gruzin Kvekveskiri, Legia strzeliła gola, jednak po spalonym, z drugiej strony powinien być rzut karny po faulu na Ishaku, jednak obrońców Wojskowych uratował sędzia boczny także dopatrując się pozycji spalonej. Oba kluby niezbyt mogły się cieszyć po tym spotkaniu, bo w zasadzie ten remis wiele im nie daje, Legia dalej jest liderem i nie uciekł rywalom, a Lech zadomowił się w środku tabeli.