Śląsk Wrocław poszedł w ślady Legii i również pokonał swojego rywala. Choć ten był znacznie niżej notowany, to warto docenić, że obyło się bez wtopy.
Zaczęło się niezwykle obiecująco. Wojskowi stłamsili rywala i tylko czekaliśmy na bramkę otwierającą. Nic jednak z tego nie wyszło i na gola czekaliśmy aż do 67 minuty. Okazje były, nawet dla Paide, ale zawodnicy nie byli w stanie ich wykorzystać. Dopiero Fabian Piasecki kilka minut po wejściu na boisko wpakował piłkę do bramki. Miała ruszyć więc maszyna, a tymczasem po 10 minutach Wojciech Golla strzelił samobója. Na całe szczęście przed końcem piłki po dośrodkowaniu dosięgnął Tamas i do Polski podopieczni Jacka Magiery wracają z korzystnym wynikiem.
Spotkanie zdecydowanie nie należało do najpiękniejszych. Oby było najgorszym w tym sezonie z udziałem polskiej drużyny. Wicemistrz Estonii miał być łatwy do ogrania, a jak się okazało było inaczej. Na pewno obecność Klavana, który niedawno grał w Serie A pomogła gospodarzom, ale zdecydowanie za łatwo powstrzymywali piłkarzy Śląska. Oczywiście nie mogło zagać paru zawodników jak Exposito czy Schwarz, jednak to nie może być żadna wymówka.
Teraz pozostaje czekać na następne spotkanie, które rozgrywane u siebie przy kibicach musi wypaść znacznie lepiej. I choć to dopiero dwa mecze, europejska przygoda nie zaczyna się najgorzej, dlatego tym bardziej trzeba pokonać wicemistrza Estonii i martwić się następną rundą.