Co to był za mecz! To była jedna wielka piłkarska wojna z której zwycięsko wyszedł Raków Częstochowa, który po rzutach karnych pokonał Legię Warszawa 1:1 (4:3). W regulaminowym czasie gry dla aktualnych wicemistrzów polski zdobył Fran Tudor, natomiast rzutem na taśmę do karnych poprowadził Legionistów Mahir Emreli. W serii jedenastek górą okazali się podopieczni Marka Papszuna, myląc się tylko raz, natomiast podopieczni Michniewicza mylili się dwukrotnie i to zaważyło.
Przed meczem delikatnym faworytem byli aktualni Mistrzowie Polski, w końcu grali już dwa oficjalne mecze, w których zaprezentowali się nieźle. Jednak myczek był taki, że Legia rozpoczyna serię dwóch spotkań w tygodniu, co trzy dni praktycznie i należało się spodziewać roszad. Takie roszady ujrzeliśmy ,ale nie odjęło to nic widowisku, bo to było przednie. Wielu spodziewało się powolnego, nudnego spotkania, a za to wielu zaskoczyło się pozytywnie. Raz atakował Raków, raz Legia, cóż to była za wymiana ciosów! W całym meczu było niecałe 20 strzałów celnych, a czasem nawet tylu nie ma w 4 spotkaniach łącznie. Pokazywało to jak obie drużyny chcą za wszelką cenę sięgnąć po kocowy triumf.
Obie bramki padły po dośrodkowaniach z prawej flanki. Za pierwszy razem dobrze zgrywał piłkę Niewulis, a Tudor przytomnie wpakował piłkę głową do siatki. Natomiast przy bramce dla Legii błąd zrobił Kovacevic, który po dośrodkowaniu Juranovicia minął się z futbolówką, a Emreliemu nie pozostało nic innego jak umieścić ją w bramce. Ogólnie mecz stał na dobrym poziomie, raz po raz bramkarze popisywali się kunsztem i ratowali zespół przed utratą bramki. Szczęście dopisało też obu drużynom. W przypadku Legii, anulowana druga bramka dla rywali, w przypadku Rakowa dwa razy obramowanie bramki ratowało ich przed stratą gola. Emocje sięgały zenitu i kulminacja nastąpiła w serii rzutów karnych. W nich skuteczniejsi okazali się częstochowianie, gdyż tylko raz Miszta obronił strzał Arsenicia, a tak to podopieczni Marka Papszuna byli skuteczni i precyzyjni do bólu. Natomiast przechodząc do Legii to nie najlepiej rozegrali te karne, Kapustka za łatwo uderzył dla bramkarza, a bohater Emreli przekombinował i trafił w słupek.
Tym samym Raków po raz pierwszy w historii sięgnął po Superpuchar, a Legia po raz ósmy z rzędu obeszła się smakiem. Dla nich klątwa trwa dalej, oby nastroje polepszył dwumecz z Florą Tallinn, natomiast dla częstochowian ten sukces może być motorem napędowym w walce o fazę grupową Conference League.