Kiedyś musiało się to wydarzyć. Polski zespół za siódmym podejściem stracił punkty w tegorocznych eliminacjach do europejskich pucharów. Ten nieszczęsny zaszczyt przypadł Rakowowi Częstochowa, który nie zdołał przebić solidnego litewskiego muru. Drużyna Marka Papszuna prowadziła grę, jednak niewiele z tego wynikało.
W pierwszej połowie najlepszą okazję miał Marcin Cebula, który w tej akcji świetnie rozumiał się z Patrykiem Kunem. Strzał byłego zawodnika Korony został jednak obroniony przez bramkarza Suduvy, a dobitka Poletanovicia wylądowała nad poprzeczką. Jeszcze jakkolwiek golem mogło pachnieć w 35. minucie, kiedy przyjezdni wykonywali rzut rożny, jednak wygrany pojedynek główkowy przez Andrzeja Niewulisa nic nie dał, bo jego strzał był niecelny. To wszystko, co się działo w pierwszej odsłonie. Powyższe okazje w wielu spotkaniach nie załapałyby się do długiego skrótu meczowego, co świadczy jak najgorzej o grze obu ekip przed przerwą.
Po wznowieniu gry drużyna spod Jasnej Góry zaczęła nieco żwawiej poruszać się po boisku, jednak wciąż nie przekładało się to na stuprocentowe okazje. Czy za takie można uznać lekką panikę obrońców gospodarzy po dośrodkowaniu Cebuli do Musiolika? Czy urwanie się spod opieki obrońcy przez Tudora i kapitalne dośrodkowanie do Iviego, któremu zablokowano strzał można uznać za choćby zalążek klarownej sytuacji? Czy fatalny błąd Rakowa w doliczonym czasie gry, który wręcz onieśmielił N’Kololo na tyle, że będąc sam na sam z Kovaceviciem zatrzymał się i uderzył dużo ponad wysokość trybun (nie za wysokich, dodajmy) mógł uradować kibiców gospodarzy? Nie, nie i jeszcze raz nie. Ciekawszych akcji jednak nie było. Na tym obiekcie dobrze bawiło się nie więcej niż 10 osób, które wspólnie skandując „Suduva, Suduva”, jakkolwiek przypominały, że coś na tym boisku się odbywa. Jedynym usprawiedliwieniem dla drużyny z Częstochowy jest trema debiutanta. Wymówka ta miała krótki termin ważności, więc za tydzień w Bielsko-Białej obowiązywać już nie będzie. Mimo słabej gry w dzisiejszym pojedynku spokojne zwycięstwo wydaje się być obowiązkiem, zwłaszcza że rywale poza ultradefensywną taktyką i czyhaniem na błąd częstochowian nie mieli żadnego pomysłu na grę.