Brutalny koniec przygody w Europie Śląska Wrocław. Nawet najbardziej pesymistyczny scenariusz nie zakładał czterobramkowej porażki. Szkoda tym bardziej, że w tym spotkaniu mieliśmy do czynienia z kumulacją błędów indywidualnych, którymi można śmiało obdzielić cały sezon.
Spotkanie dla WKS-u zaczęło się najgorzej jak tylko mogło. Najpierw Golla źle obliczył tor lotu piłki, przez co nie zdołał jej przejąć, zaś Lewkot zwlekał z podaniem do bramkarza, a jak już to zrobił to na tyle lekko, że wbiegający Ansah zabrał futbolówkę i po minięciu bramkarza wpakował ją do pustej bramki. Ta kuriozalna seria błędów, jak się później okazało, ustawiła przebieg tego pojedynku. Po pięciu minutach znowu wrocławianie stracili gola w sposób, o którym jak najszybciej chcieliby zapomnieć. Zaczęło się od niechlujnego przyjęcia futbolówki przez Makowskiego, czego skutkiem była strata. Już po kilku sekundach piłka trafiła do niepilnowanego Safouriego, który wykorzystał ogromną przestrzeń i spokojnie pokonał Putnockiego. Znowu ogromny błąd popełnił Lewkot, który zamiast wbiegającego napastnika biegł w kierunku…Wojciecha Golli. W ciągu zaledwie siedmiu minut sytuacja Śląska zmieniła się o 180 stopni.
Goście bardzo długo nie mogli się otrząsnąć z letargu, dopiero po przerwie Makowski sprawdził umiejętności bramkarza Hapoelu. Zdecydowanie za mało, aby mówić o przełomie w grze Śląska. A i tak w międzyczasie gospodarze trafili w słupek i powinni mieć rzut karny. Tak czy siak, chwilę później było już 0:3. Pawłowski nieudolnie próbował zatrzymać rajd wbiegającego z lewej strony Yehezkela, po którego dośrodkowaniu Victor Garcia wybił piłkę tak, że Ansahowi nie zostało nic innego, jak strzelić swojego drugiego gola w tym spotkaniu. Od tamtej pory Śląsk już wyłącznie dogorywał. Drużynę z Dolnego Śląska dobili rezerwowi. Acolatse mijał obrońców jak tyczki, a Shivro przez nikogo nie pilnowany strzelił czwartą bramkę dla Hapoelu. Tej bramki także można było uniknąć, ale Tamas kompletnie zapomniał, kogo miał kryć, co skrzętnie wykorzystał strzelec gola.
Przygoda Śląska w eliminacjach do Ligi Konferencji wyglądała obiecująco, ale Hapoel Beer Szewa w meczu rewanżowym obnażył wszelkie braki drużyny z Wrocławia. Przed Jackiem Magierą dużo ciężkiej pracy. Z taką kadrą, ciężko było myśleć o fazie grupowej, którą osiągnąć można było dzięki dobremu losowaniu. Jednak do tego należało dołożyć trochę jakości piłkarskiej, której wczoraj ewidentnie zabrakło. Bez wzmocnień i poprawy organizacji gry w formacji defensywnej nie można liczyć na coś lepszego, co spotkało wrocławian w tegorocznych eliminacjach Ligi Konferencji. Jedenaście bramek straconych w sześciu spotkaniach eliminacyjnych świadczy o tym, że praca w tej materii dopiero się zaczyna.
Hapoel Beer Szewa – Śląsk Wrocław 4:0
Eugene Ansah 2′, 54′, Ramzi Safouri 7′, Itamar Shviro 82′
Żółte kartki: Keltjens – Mączyński, Lewkot, Tamás
Fot. Ignac Głowacki