Niestety, Raków kończy piękną przygodę w eliminacjach do Ligi Konferencji i odpada z belgijskim KAA Gent. Drużyna Marka Papszuna wywalczyła wynik ponad stan, ale mimo wszystko pozostawia spory niedosyt. Dziś drużyna z Gandawy pokazała, gdzie jest ich miejsce.
Na początku nie widać było dysproporcji w jakości pomiędzy Rakowem i Gentem tak, jak to było w spotkaniu w Polsce. Nie można powiedzieć, że Raków się murował ze względu na korzystny wynik. Wręcz przeciwnie, ekipa Marka Papszuna chciała dobić rywala i ustawić mecz pod siebie. O wiele lepiej niż ostatnio prezentowali się skrzydłowi Rakowa – Mateusz Wdowiak i Marcin Cebula. Zawodnicy z Belgi niezbyt dobrze radzili sobie z ich dynamicznością przez co prokurowali sporą liczbę groźnych rzutów wolnych. Raków zdecydował się także na nałożenie bardzo wysokiego pressingu, zmuszając tym samym rywala do poełniania błędów w rozegraniu. W 18 min Gent przebudził się i wykonał groźny kontratak. Tissoudali dostał świetną długą piłkę, przyjął ją, prostym zwodem położył na ziemię Andrzeja Niewulisa i stworzył sytuację sam na sam. Na szczęście na posterunku stał nie pokonany wówczas w europejskich pucharach Vladan Kovacević, który obronił strzał Holendra. Po lekkim przyciśnięciu przez Gent, Raków musiał poczekać chwilę, aby ponownie postraszyć Belgów. W 30 minucie Gutkovskis podał piłkę na skrzydło do Patryka Kuna, a ten niezwykle celnie wrzucił wprost na nogę Marcina Cebuli. Niestety, skrzydłowy minął się z piłką i zmarnował tą sytuację. Po tej akcji coś tknęło drużynę z Belgii. Rozpoczęli oni prawdziwą szarżę na bramkę Rakowa, jednak ich bramkarz postanowił urządzić prawdziwą obronę Częstochowy. 35 minuta strzał z najbliższej odległości – Kovacević broni. 36 minuta Depoitre celnie strzela z główki – Kovacević pozostaje nieugięty. 42 minuta Depoitre po raz kolejny próbuję pokonać bramkarza Rakowa tym razem w sytuacji sam na sam – Kovacević po raz kolejny górą. To co przez te 10 minut zrobił Bośniacki bramkarz, zapiszę się w pamięci kibiców Rakowa na lata. Po raz kolejny wykazał się umiejętnościami wykraczającymi znacznie poza poziom naszej ligi i po raz kolejny pokazał, że sprowadzenie go do Polski było prawdziwym transferowym majstersztykiem. Niestety, pierwsza połowa nie zakończyła się happy endem. Po zamieszaniu w polu karnym Tissoudali zapakował piłkę do siatki z najbliższej odległości. Kovacević tym razem nie był w stanie się nawet ruszyć. W tej sytuacji najbardziej żal mi właśnie jego, ponieważ poświęcił bardzo dużo pracy, aby utrzymać czyste konto aż do przerwy.
Mimo lepszej gry niż w poprzednim spotkaniu Raków miał jeden zasadniczy problem. Gent również zagrało o wiele lepiej. Dziś byli w stanie stwarzać o wiele więcej klarownych okazji niż ostatnio mimo tego, że ich dominacja momentami nie była aż tak widoczna. Raków zaczął bardzo pozytywnie, ale z minuty na minutę to zespół z Belgii coraz bardziej przeważał. Trzeba także wspomnieć o wielu indywidualnych błędach Rakowa. Mieli oni spory problem z wyprowadzaniem piłki przez, co stwarzali groźne okazję przeciwnikowi.
Druga połowa była o wiele gorsza i bardziej bezbarwna w wykonaniu Rakowa. Widoczne ogromne dziury w formacji defensywnej i linii pomocy, niedokładność podań, brak pomysłu na budowanie akcji w ofensywie. Jedyną rzeczą, za którą można ich pochwalić jest typową już dla nich solidność w obronie chociaż i to po pewnym czasie kulało. W 70 minucie stało się najgorsze. Vadis, tak ten sam Vadis, który brylował w barwach Legii, po tym, jak przez cały mecz rozdawał świetne piłki kolegą, postanowił wziąć sprawy w swoje nogi i strzelił z dystansu idealnie w dolny róg bramki. Kovacević nie miał najmniejszych szans. Dosłownie minutę później Julien De Sart postanowił wziąć przykład z kolegi i niepilnowany przed polem karnym również strzelił bramkę. Gdy na tablicy widniał wynik 3-0 obie drużyny raczej wiedziały kto awansuje dalej. Raków może i nawet miał ambicje, aby ruszyć do przodu i spróbować odrobić straty, ale zabrakło im jakości oraz sił. Gent starało się grać nieco bardziej zachowawczo, ale nie omieszkało też spróbować dobić przeciwnika. Nic z tego jednak nie wyszło, a mecz i tak zakończył się prawdziwym nokautem.
Nie mam wielkich pretensji do drużyny Marka Papszuna. Zwyczajnie Gent to dla nich zbyt wysoka półka. Trzeba pamiętać, że dla zdecydowanej większości drużyn w Europie Raków, to ekipa całkowicie anonimowa. Gdyby jednak ich ofensywa zaprezentowała się równie dobrze jak defensywa, kto wie? Może wynik byłby zupełnie inny. Paradoksalnie mimo 3 straconych bramek nie uważam, aby w tym meczu ich obrona wyglądała fatalnie. Szkoda, że ich przygoda kończy się w tak bezpardonowy sposób, ale patrząc na to w jaką stronę rozwija się klub z Częstochowy wątpię, że to ich ostatnie słowo w Europie. Teraz pozostaję im walczyć o kolejną szansę już za rok.