Dziś trzeci mecz naszej kadry podczas tej przerwy reprezentacyjnej. Będzie to ważne spotkanie i choć gramy z najlepszym rywalem, Anglią, to magia stadionu w Warszawie sprawia, że optymizm nie opuszcza większości kibiców.
Ostatnio często w mediach przewija się informacja o meczach domowych reprezentacji Polski. Na Narodowym przegraliśmy jedynie dwa razy i od kilku ładnych lat nie ma na nas mocnych. To właśnie ta statystyka jest niezwykle ważna w kontekście dzisiejszego spotkania. Gra naszej kadry w ostatnim czasie jest trudna w ocenie. Niby wygrywamy 4:1 z Albanią, ale jesteśmy znacznie gorsi od rywali. Potem ta bramka stracona z San Marino. Defensywa zdecydowanie nie jest naszym mocnym punktem. Na ten wydaje się wyrastać ofensywa, gdzie choćby sama skuteczność Lewandowskiego wykazuje znaczną poprawę. Cały czas nie można jednolicie stwierdzić jak gra ta drużyna i w jakim konkretnym kierunku zmierza.
Nasi dzisiejsi przeciwnicy są w zupełnie innej sytuacji. Już na mundialu w Rosji widać było spory potencjał Anglików, a ostatnie Euro tylko to potwierdziło. Nie udało im się pokonać w finale Włochów, ale szerokość kadry i możliwość wyboru jaką ma selekcjoner wyspiarzy stawia ich w prawie każdym spotkaniu jako faworyta. Najsłabiej wydaje się być obsadzona środkowa obrona, gdzie brakuje większych gwiazd jako trzeci i czwarty wybór, ale i tak Maguire i Stones raczej by swojej pozycji łatwo nie oddali. Deficyt po Harcie miał być na bramce, ale odkąd Henderson zaczął naciskać na Pickforda, to ten drugi poprawił swoją dyspozycję. Co najważniejsze zespół jaki stworzył się w Anglii jest dosyć młody. Sancho, Rice, Rashford, James i inni mają jeszcze nawet kilkanaście lat grania przed sobą.
Dlatego zachowanie choć jednego oczka będzie niezwykle trudne. Szczególnie przy obecnych brakach kadrowych i zmianie pokoleniowej, która jest już coraz bliżej. Nie ma jednak co szukać wymówek i choć mecz z Węgrami (porażka Węgrów 4:0) pokazuje, że nawet w miarę przyzwoita pierwsza połowa i dobry wynik nie gwarantuje absolutnie nic. I to może być największy defekt. Widać, że mamy problem z utrzymaniem odpowiedniej koncentracji przez pełne 90 minut i zdarzają nam się indywidualne błędy, które torują drogę do naszej bramki. Dusza kibicowska nie pozwala jednak wątpić w cud jak kiedyś z Niemcami i dziś też zasiądziemy przed ekrany wierząc w wygraną.