Nie będziemy owijać w bawełnę. Spotkanie Warty z Termalicą raczej przygasiło zapał związany z powrotem ekstraklasy niżeli go spotęgowało. Był to tak zwany „mecz dla koneserów” nie obfitujący w wiele niesamowitych akcji, które zapierały dech w piersiach, ale mimo wszystko dało się z niego coś wynieść.
Patrząc na skład Termalici przed meczem można było się lekko zaskoczyć. Na boisku pojawili się gracze dość niespodziewani, jak np. Bartłomiej Kukułowicz, czy Patrik Czarnowski. Zabrakło za to takich piłkarzy, jak Mesanović, czy też Terpiłowski. Piotr Wlazło także grał na pozycji, dla niego dość nietypowej, ponieważ w defensywie pełnił on rolę jednego z trójki środkowych obrońców.
Trzeba przyznać, że od samego początku decyzję przeprowadzone przez trenera Mariusza Lewandowskiego zaczęły się bronić. Prawa strona funkcjonowała nienagannie za sprawą niezawodnego w tym sezonie Mateusza Grzybka. Wahadłowy już w 7 minucie stworzył niemałe zagrożenie, strzelając sytuacyjnie na bramkę zasłoniętego przez obrońców Adriana Lisa. Bramkarz obronił to uderzenie, ale piłka trafiła wprost pod nogi Radwańskiego, który był jednak na pozycji spalonej. W 17 minucie młodzieżowiec Termalici – Bartłomiej Kukułowicz spróbował swoich sił, potężnie strzelając z dystansu i trzeba przyznać, że próba ta była całkiem nienajgorsza, ale nie wystarczyła, aby pokonać bramkarza Warty. W 23 minucie Milan Corryn próbował swoich sił z rzutu wolnego, ale świetną interwencją popisał się Tomasz Loska i tak naprawdę była to jedyna groźna, znacząca sytuacja Warty w całej pierwszej połowie. W 29 minucie Bruk-bet znów zaatakował. Kukułowicz dośrodkował w pole karne, ale trafił jedynie w Mateusza Kuzimskiego. Piłka jednak odbiła się niefortunnie od piłkarza Warty i miała szanse trafić do bramki, ale po raz kolejny Adrian Lis popisał się świetną interwencją i końcówkami palców przeniósł futbolówkę ponad bramką.
Mimo wyniku 0-0 widać było ogromną dominację Teramlici. Owszem, nie stwarzali sobie sytuacji 100-procentowych, ale byli o wiele częściej przy piłce, grali ofensywniej, stwarzali sytuację, które spokojnie mogły zamienić się na bramki. Warta była wycofana, swoją grę opierała na kontratakach i to niezbyt udanych. Ze zawodników ofensywnych Warty na jakąkolwiek pochwałę zasługuję jedynie ich nowy nabytek – Jayson Papeau. Francuz może i nie dawał konkretów, ale widać było u niego ogromne zaangażowanie, ciąg na bramkę i chęć pokazania się kibicom. Takie rzeczy zawsze zasługują na docenienie. Jeżeli chodzi o Teramlice obaj wahadłowi robili bardzo dobrą robotę. Grzybek i Kukułowicz dawali dużo w grze zarówno ofensywnej, jak i defensywnej.
W przerwie Piotr Tworek ściągnął z boiska dość bezbarwnego dzisiaj Milana Corryna i zastąpił go wracającym po kontuzji Adamem Zrelakiem. Belg przeplata mecze świetne, meczami fatalnymi i jak na razie nie może wejść w buty kochanego w Poznaniu Makany Baku.
Warta wyszła na drugą połowę z o wiele większym zaangażowaniem. Założyli wysoki pressing, lepiej pracowali w odbiorze i widać było, że zależy im na przejęciu inicjatywy. Nie znaczy to jednak, że Termalica zupełnie przestała stwarzać sytuację. Co to, to nie. W 54 minucie Kukułowicz dośrodkował z rzutu wolnego wprost na nos Boneckiego i to dosłownie. Piłkarz Termalici próbował uderzyć piłkę głową, ale zeszła mu ona wprost na twarz i w tym na wspomniany nos. Była to sytuacja 100 procentowa, taka, którą po prostu trzeba wykończyć, ale niestety tym razem się nie udało. Mecz zmienił się jeżeli chodzi o prowadzenie gry – w tym aspekcie można postawić znak równości. Warta odsunęła grę od własnej bramki, ale wciąż nie potrafiła stwarzać żadnych groźnych sytuacji. Strzały, jeżeli już były, nie stanowiły najmniejszego problemu dla Tomasza Loski. Zrobił się nam mecz dla koneserów, mecz walki, mecz, w którym widać, że obie drużyny chcą wygrać, ale czegoś im brakuje. Pod koniec jednak zarówno goście, jak i gospodarze trochę się przebudzili. W 80 minucie Adrian Lis po raz kolejny popisał się świetną interwencją, gdy zatrzymał obronił strzał po groźnym kontrataku Termalici. W 89 minucie ciekawą sytuację dla Warty stworzył Mario Rodriguez technicznym uderzeniem, ale bramkarz gości obronił tę piłkę.
Gdybym miał wyznaczyć MVP tego spotkania, bez zastanowienia postawiłbym na Adriana Lisa. Przez bite 90 minut pachniało bramką dla Teramlici. Drużyna z Niecieczy zagrażała bramce Warty z lepszym lub gorszym skutkiem. Gdyby nie świetne interwencję Adriana Lisa mecz w Grodzisku Wielkopolskim mógłby skończyć się zupełnie innym, o wiele mniej pozytywnym wynikiem dla Warty. Jako nieoczywistego bohatera tego meczu wskazałbym Piotra Wlazłe. Grał on dzisiaj jako jeden ze środkowych obrońców, ale w fazie ofensywnej potrafił wyjść wyżej i stwarzać opcję do rozegrania dla swoich kolegów. Poza tym doskonale spełniał swoje obowiązki w defensywie i odbiorze piłki.
Mecz ten z pewnością nie porywał. Warta z jednej strony musi być rozczarowany brakiem zwycięstwa z beniaminkiem, a z drugiej wdzięczna losowi, ponieważ była bardzo blisko przegranej. W Niecieczy panuje za to niedosyt brakiem wygranej, ponieważ to właśnie dziś byli najbliżej swojego pierwszego triumfu w tym sezonie.
Warta Poznań 0:0 Termalica Bruk-Bet Nieciecza