statystykijagsta

Lekcja stałych fragmentów gry po hiszpańsku

Trzecie spotkanie w 7. kolejce PKO Ekstraklasy i trzeci podział punktów. Z takiego obrotu sprawy mogą się cieszyć goście, zwłaszcza że z przebiegu gry na to zasłużyli. Za to drużyna Jagiellonii po raz kolejny zorganizowała festiwal nieskuteczności. Pomimo słabej gry w pierwszej połowie, po przerwie co najmniej jedna bramka powinna była wpaść. Dlatego kibice Jagiellonii mają prawo czuć rozczarowanie, które zresztą z każdą kolejną kolejką coraz bardziej narasta.

Początek spotkania niewątpliwie rozczarował kibiców gospodarzy, którzy liczyli na przełamanie serii trzech spotkań bez wygranej. W mecz weszli lepiej mielczanie i szybko strzelili bramkę. W 11. minucie Jonathan De Amo wykorzystał dośrodkowanie Maka z rzutu rożnego i w taki sposób goście objęli prowadzenie. Ten gol wcale nie obudził drużyny Ireneusza Mamrota. Bardzo aktywny był Fabian Piasecki, który z lepszym lub gorszym skutkiem walczył o wywalczenie wolnego miejsca kosztem obrońców przeciwnika. Jagiellonia wyrównała, kiedy nikt tego się nie spodziewał. Gospodarze skorzystali z broni, której padli ofiarą kilkanaście minut wcześniej. Po kornerze wykonywanym przez Pospisila bramkę strzelił Israel Puerto. Mimo tego, gra niespecjalnie się zmieniła. Wciąż lepsze wrażenie sprawiała ekipa Adama Majewskiego. I po 38. minutach powinna ponownie prowadzić. Puerto za łatwo dał sobie odebrać piłkę na rzecz Mateusza Maka, który stanął oko w oko ze Steinborsem. W tej doskonałej sytuacji skrzydłowy Stali nie trafił w bramkę. Jeszcze lepszą okazję mieli białostoczanie. Po kapitalnym podaniu Pospisila Michał Żyro także był sam na sam z bramkarzem rywala. Nowy nabytek Jagiellonii miał jeszcze więcej czasu, ale nieudana próba ominięcia Strączka sprawiła, że cała akcja spaliła na panewce.

Gra Jagiellonii zaczęła lepiej wyglądać w drugiej odsłonie. Z każdą minutą coraz bardziej pachniało bramką dla „żółto-czerwonych”. Najpierw Jesus Imaz nie wykorzystał sytuacji wypracowanej przez partnera w ataku, Michała Żyrę. Dwie minuty sam Żyro spartaczył niewytłumaczalnie. Obowiązkiem środkowego napastnika jest skierowanie piłki do pustej bramki z kilku metrów. Na pewno nie po to Jagiellonia wyciągała go z Piasta Gliwice. Chwilę później 29-latka zmienił Bartosz Bida, dla którego był to pierwszy mecz w tym sezonie. Wracający po kontuzji 20-latek nie zrobił różnicy na boisku. Mimo tego, w końcówce białostoczanie znowu mocniej przycisnęli. Najpierw okazji sam na sam nie zdołał wykorzystać Tabiś, a po paru minutach wydawało się, że zostanie podyktowany rzut karny dla „Jagi”. Koniec końców, Krzysztof Jakubik po wideoweryfikacji wskazał na rzut rożny. Sytuacja bez pomocy technologii była praktycznie nie do rozwiązania. Należało odpowiedzieć na pytanie, czy jako pierwsze nastąpiło sparowanie piłki przez Strączka na rzut rożny czy też zderzenie golkipera Stali z Jesusem Imazem. Minimalnie wcześniej wydarzyło się to pierwsze, więc arbiter podjął słuszną decyzję. W takiej sytuacji warto docenić istnienie technologii VAR na boiskach Ekstraklasy.

Jagiellonia nie zdołała przechylić szali na swoją korzyść, a to oznacza przedłużenie serii spotkań bez zwycięstwa.  Cztery spotkania bez wygranej w sytuacji, kiedy Jagiellonia grała z drużynami słabszymi od siebie (co pokazuje aktualna tabela) nie są sprawą, którą warto zbagatelizować. Dodatkowo, jest to ósme spotkanie Jagiellonii przeciwko Stali z rzędu, które nie kończy się zwycięstwem białostoczan. Ostatni raz „żółto-czerwoni” pokonali zespół z Mielca w sierpniu 1988 roku.

W następnej serii gier Jagiellonia zagra w Płocku z Wisłą, a Stal Mielec na własnym stadionie podejmie drużynę Rakowa.