leclec

Zalążki kryzysu w Poznaniu? Lech po raz drugi z rzędu zafundował sobie kubeł zimnej wody – Górnik Łęczna 1:1 Lech Poznań

Sensacja w Łęcznej! Górnik niespodziewanie remisuje z liderem ekstraklasy, poznańskim Lechem i sprawia, że ekipa Macieja Skorży już drugi raz z rzędu traci punkty, będąc w roli jednoznacznego faworyta. Zdecydowanie coś niedobrego dzieje się w szeregach „Kolejorza” i istnieje możliwość, że będzie niosło to za sobą długofalowe skutki.

Górnik Łęczna, a Stal Mielec

Choć efekt obu strać Lecha z tymi ekipami jest podobny (niespodziewana strata punktów), to dzisiejsze spotkanie wyglądało zupełnie inaczej niżeli te z przed tygodnia. Górnik Łęczna w przeciwieństwie do Stali Mielec nie murował swojej bramki przez 90 minut. Owszem, nie byli też ekipą dominującą, bowiem to Lech głównie rozgrywał piłkę w ataku pozycyjnym, ale również mieli swoje sytuację.

Można byłoby pomyśleć, że bez ich dwóch najlepszych ofensywnych piłkarzy, Bartosza Śpiączki i Marcela Wędrychowskiego będą zupełnie bezbronni. Tymczasem starli się, jak najbardziej uprzykrzyć życie gościom, z lepszym lub gorszym skutkiem. Na indywidualną pochwałę zasługuje na pewno Sergiy Krykun, który zdołał stworzyć olbrzymie zagrożenie na skrzydle, dzięki swojej sporej dynamice.

Pokłosiem ich aktywności w sferze ofensywnej chcąc nie chcą było to, że zostawiali Lechowi o wiele więcej przestrzeni. Drużyny takie, jak Górnik Łęczna muszą czasami jednak zaryzykować i to ryzyko dzisiaj akurat się opłaciło.

Zero zaskoczenia – Amaral TOP

Efektem zostawianie wolnej przestrzeni piłkarzom Lecha, było ich regularne zagrażanie bramce Macieja Gostomskiego. Jednym z piłkarz, którzy najbardziej napsuli mu krwi był Joao Amaral. Nic w tym dziwnego, Portugalczyk ostatnimi czasy jest w kwitnącej formie. Dziś jednak wyglądał, jak wypuszczone z klatki, łaknące gry zwierzę (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Był zdecydowanie najjaśniejszą postacią pierwszej połowy spotkania. Praktycznie wszystkie sytuacje należące do grona tych groźniejszych, były sprokurowane właśnie przez niego i on też otworzył wynik.

W 18 minucie Pedro Rebocho po rajdzie skrzydłem wrzucił piłkę w pole karne. Zanim trafiła ona do strzelca odbiła się jeszcze od głowy Mikaela Ishaka oraz od nogi Kamila Pajnowskiego. Ostatecznie znalazła się dosłownie 2 metry przed bramką i bezproblemowo dobił ją Joao Amaral.

Poza jego postacią ciężko szukać plusów w ofensywie Lecha. Ishak poza wspomnianą asystą był bardzo nieskuteczny i niewidoczny. Widać, że wpadł w jakiś marazm. Skrzydła Kamiński – Ba Loua także nie porywały, jak w poprzednich spotkaniach. Na trybunach był dzisiaj obecny skaut Borussi Dortmund, który miał obserwować młodego, polskiego skrzydłowego, ale niestety, dziś nie zrobił on sobie najlepszej reklamy.

Zmiany trenera Skorży nie podołały

Już pod koniec pierwszej połowy gra Lecha wyglądała mizernie. Widać było, że potrzebują, jakiego impulsu, świeżej krwi. Trener Maciej Skorżą zdecydował się więc na potrójną zmianę i trzeba przyznać, że była co najmniej zastanawiająca. Na boisko wszedł Kvekveskiri, a opuścił je Pedro Tiba mimo tego, że z dwójki pomocników to Karlstrom prezentował się zdecydowanie gorzej. Joel Pereira został zmieniony za Lubomira Satke, który nie jest w stanie dawać na tyle dużo jakości w ofensywie, co Portugalczyk. Szczytem kuriozum było jednak ściągnięcie Joao Amarala, który dyrygował całą grą Lecha, a zastąpienie go Danim Ramirezem.

Na 99.9% były to zmiany ustalone przed meczem, bowiem nijak odnoszą się do jego przebiegu. Lech potrzebował kogoś kto pomoże im postawić kropkę na „i”, a dostał (co się później okazało) głównych prowodyrów tak słabego wyniku.

Błędy w defensywie i niewykorzystane sytuacje

Mimo braku Amarala Lech wciąż był w stanie stwarzać o wiele większe zagrożenie niż Górnik. Był za to o wiele mniej konkretny. Dani Ramirez po raz kolejny pokazał, że w porównaniu do swojego klubowego rywala jest o wiele bardziej przewidywalny, schematyczny i po prostu piłkarsko słabszy.

Podsumowując Lech oddał łącznie 25 strzałów z czego aż 10 na bramek. Tutaj brawa należą się Maciejowi Gostomskiemu, który pozostał nieomylny i zaliczył kilka niezłych interwencji. Ciekawie prezentował się także Kryspin Szcześniak. Wypożyczony z Pogoni prawy obrońca całkiem nieźle dawał sobie radę ze skrzydłowymi „Kolejorza”, a szczególnie dobrze wyglądał w drugiej części spotkania.

W ramach dobrze znanej już piłkarskiej zasady „niewykorzystane sytuację lubią się mścić” Lech w końcu otrzymał należną kare za ich marnotrawco. W 79 minucie Janusz Gol wyrównał wynik, a głównymi prowodyrami tej bramki okazali się zmiennicy Lubomir Satka i Nika Kvekveskiri. Najpierw Krykun zabawił się z reprezentantem Słowacji, a potem Janusz Gol urwał się pomocnikowi Lecha strzelając gola na 1-1. „Urwał się” w tym konkretnym przypadku to chyba jednak zbyt duże słowa, bowiem Gruzin niezbyt się kwapił do pogoni za strzelcem bramki. Dosłownie stał w polu karnym i drapał się po głowie.

Lech Pozań złapał kazus… Lecha Poznań?

Drużyna Macieja Skorży zaczyna masowo głupio tracić punkty. Kibice, którzy byli pewni, że to ten sezon, w tym właśnie sezonie Lech w końcu ponownie zdobędzie Mistrzostwo Polski zaczęli ową pewność tracić. Ekipa „Kolejorza” w ostatnich latach miewała podobne okresy, jeżeli chodzi o bycie faworytem do mistrzostwa. Ten jest najbardziej przekonywujący, ale mimo wszystko nieodosobniony. Trudno rozmawiać o realnym problemie, gdy Lech wciąż zajmuje fotel lidera (tyle samo punktów co Lechia), ale jeżeli dalej będą tracić punkty w tak głupi sposób z łatwością mogą go utracić. Drużyny takie, jak Raków, Lechia czy Śląsk nie śpią i również marzy im się triumf w tegorocznych rozgrywkach. Trzeba pamiętać, że każde pomniejsze potknięcie pod koniec sezonu może okazać się niezwykle istotne.

Górnik Łęczna 1:1 Lech Poznań – Amaral 18’ Janusz Gol 79’