Co za mecz! Zarówno Stal, jak i Lechia kontynuują swoje serie meczów bez porażki, jednak kłamstwem byłoby stwierdzenie, że zostało to wykalkulowane. Oba zespoły walczyły o zwycięstwo do samego końca i aż szkoda, że każda ze stron ostatecznie musi się obejść smakiem. Oby więcej takich spotkań!
Plan Stali na ten mecz był jasny – inicjatywa ma być po stronie Lechii, a drużyna Adama Majewskiego miała czyhać na błędy przeciwnika. Drużyna z Podkarpacia od początku była agresywna i widać było, że strategia na ten mecz może mieć sens. Wysiłki ekipy Adama Majewskiego dosyć szybko zostały wynagrodzone. Mateusz Mak przytomnie zgrał do Maksymiliana Sitka, który zdołał przelobować Kuciaka i dać zasłużone prowadzenie swojej drużynie. Warto wyróżnić w tej akcji Mateusza Żyrę, który zagrał kapitalną długą piłkę za linię obrony drużyny przeciwnej. Musiało minąć trochę czasu, aby przyjezdni mogli wrócić na swoje tory. Sygnał, że drużyna wraca do gry dał Marco Terrazzino, który będąc tyłem do bramki oddał bardzo kąśliwy strzał na bramkę Strączka. Bramkarz Stali musiał skapitulować w 37. minucie po cudownym strzale Ilkaya Durmusa. Wszystko co złe dla Stali zaczęło się od złego podania Matrasa, dzięki czemu Lechia przejęła piłkę przed polem karnym rywala. Bramka wyrównująca rozpędziła „biało-zielonych”. Najbardziej rozpędzony był Marco Terrazzino, który efektownym rajdem (przerwany na chwilę kapitalnym zgraniem Paixao) oszukał całą obronę przeciwnika i nie miał problemów z pokonaniem bramkarza.
Lechia w drugiej połowie przejęła kontrolę nad meczem. Nie przekładało się na wiele akcji bramkowych, choć Stal w tamtym momencie była bezradna. Dobrą okazję miał Paixao, ale to nie on podwyższył prowadzenie. Kapitalnym strzałem zza pola karnego popisał się Terrazzino, który mógł się cieszyć ze swojego drugiego dubletu z rzędu. Wydawało się, że Stal Mielec nie podniesie się z tego ciosu. Pomocną dłoń drużynie z Podkarpacia wyciągnął Mateusz Żukowski, faulując w polu karnym Mateusza Maka. „Jedenastkę” wykorzystał Grzegorz Tomasiewicz i bezradna w drugiej połowie Stal wróciła do gry. Dość przypadkowa bramka odmieniła losy tego spotkania. Drużyna Adama Majewskiego uwierzyła, że ten mecz wcale nie musi zakończyć się porażką. Już chwilę później oko w oko z Kuciakiem stanął Piasecki, który przegrał pojedynek z doświadczonym golkiperem Lechii. Wysiłki Stali nie poszły na marne. W 77. minucie Żukowski fatalnie podał do tyłu, dzięki czemu Piasecki znowu był w sytuacji sam na sam z Kuciakiem. Napastnik mielczan tym razem zgrał do Michała Maka, który przelobował Dusana Kuciaka. Nie zazdrościmy tym, którzy dzisiaj podpadli słowackiemu bramkarzowi. Remis nie zadowalał obu ekip, które miały siłę i ochotę na strzelenie zwycięskiej bramki, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Lechia może mieć poczucie, że straciła dwa punkty. Do bramki na 2:3 zupełnie zdominowała rywala i dopiero indywidualne błędy Żukowskiego sprawiły, że niemal pewne zwycięstwo uciekło z rąk. Wypada pogratulować Stali za walkę, determinację i charakter, który cechuje ten zespół już od ładnych kilku kolejek.
W następnej serii gier, Lechia zagra w Szczecinie z Pogonią, a Stal we Wrocławiu zagra ze Śląskiem.