statystykiwpłleg

Kolejne zwycięstwo Wisły Płock na swoim stadionie

Zgodnie z przewidywaniami zakończył się mecz  pomiędzy Wisłą Płock a Legią Warszawa 1:0. Gospodarze tym samym podtrzymali świetną passę meczów u siebie bez porażki. Twierdzę Płock tym razem przyjechali zburzyć gracze z Warszawy jednak zanotowali kolejną dwunastą już porażkę w tym sezonie i spadli na ostatnie miejsce w tabeli.

Mecz mógł się podobać, już od pierwszych minut oba zespoły postawiły na ciekawą, ofensywną grę. W 24 minucie mogło być 1:1. Najpierw Josue sprawdził Kamińskiego, chwilę później strzał Rafała Wolskiego z linii bramkowej wybijał obrońca przyjezdnych. W 34 minucie goście mieli najlepszą sytuacje do zdobycia gola. Pekhart podawał wzdłuż linii bramkowej do Emerlego, lecz Kamiński popisał się niesamowitym refleksem. W 37 minucie decydującą akcję przeprowadzili gospodarze. Fatalny błąd w środku pola popełnił Lopes, piłkę przejął Rasak i popędził z nią pod bramkę rywali. Tam dokładnie zagrał do Szwocha który z strzałem z pierwszej piłki nie dał szans Borucowi. Po przerwie już w pierwszej akcji Szwoch mógł powtórzyć swój wyczyn z pierwszej połowy, ale strzelił za wysoko. Chwilę później w znakomitej sytuacji znalazł się Sekulski,  lecz zwlekał ze strzałem i został zablokowany. W 60 minucie prawdziwe wejście smoka powinien zaliczyć Szymon Włodarczyk. Syn byłego zawodnika Legii Piotra świetnie wyszedł do podania z głębi pola i znalazł się metr od bramki Wisły. Sobie tylko znanym sposobem nie zdołał trafić w futbolówkę tak, aby zatrzepotała w siatce. Do końca meczu trwała zażarta walka lecz już żadnej z drużyn nie udało się zmienić wyniku.

Legia popełniła w tym meczu błędy które mogą przydarzyć się juniorom, ale nie tak doświadczonym zawodnikom. Mnóstwo strat w środku pola napędzało tylko zawodników gospodarzy. Do tego dochodzi fatalna skuteczność. Gracze Legii grają ostatnio w grę zwaną „nam strzelać nie kazano” i nie dość, że nie trzymają linii spalonego to pudłują na potęgę w wyśmienitych sytuacjach. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełnia podanie się po meczu do dymisji tymczasowego trenera Marka Gołębiewskiego. Aż strach pomyśleć co musi dziać się w szatni mistrzów Polski jeżeli z pracy rezygnuje szkoleniowiec dla którego była to życiowa szansa na zaistnienie w poważnym futbolu. Wróble ćwierkają o zatrudnieniu na ostatnie mecze tej rundy Leszka Ojrzyńskiego. Pomysł wydaje się ciekawy zważywszy na to, że to przecież dyżurny strażak  Ekstraklasy ratujący kolejne kluby przed spadkiem…