Można powiedzieć, że niespodziewanie Jagiellonia pokonała dziś Górnika Zabrze. Statystyki to jedno, a forma to drugie, choć na koniec i tak wygrywa piłka.
Raczej mało kto nie zauważył, że projekt pod przewodnictwem Jana Urbana na Śląsku się rozwija. Coraz wyższe miejsce w tabeli, dyspozycja poszczególnych zawodników. Do tego wprowadzana młodzież, choćby taki Stelmach. Wyniki się zgadzały, inaczej niż w Jagiellonii. Na Podlasiu panowało bardziej rozgoryczenie. Do tego fakt, że bez Imaza ofensywa nie istniała. Przewidywania? Wygrana tych pierwszych, zwłaszcza, że byli gospodarzami.
Na papierze wiele się zgadzało. 36 minuta i Krawczyk daje prowadzenie. Sytuacji stworzonych dwa razy więcej. Do tego w składzie Podolski czy Nowak będący w gazie. Oczywiście jak w naszej lidze często bywa, cios dezorganizujący nadszedł ze strony Jagi w 66 minucie za sprawą Prikryla. I potem, już w doliczonym czasie gry, po jego podaniu Struski dał gościom prowadzenie.
Dzięki temu udało się podopiecznym trenera Nowaka odskoczyć od dołu tabeli. Choć na moment nowy szkoleniowiec ma większy spokój na budowanie swojej drużyny. Tak jak i Górnik, który dzięki dobrze przepracowanym miesiącom, nie powinien się podłamać, zwłaszcza, że nadal jest za pierwszą piątką.